piątek, 27 sierpnia 2021

Wakacje minęły, jak z bicza strzelił

 Dziś odebrałam podręczniki dla Syna i jego wychowawczyni zapytała, czy odpoczęliśmy. Hm... Nasze wakacje trudno nazwać odpoczynkiem, chyba, że bardzo aktywnym.

Kolonia minęła szybko, ale dzięki paru dniom bez dzieci my odzyskaliśmy trochę siebie, jakkolwiek to brzmi. Obejrzeliśmy sporo filmów, pochodziliśmy na spacery bez patyków i kamieni, byliśmy w kinie i kupiliśmy sobie stół do ogrodu. Jak wrócili, to tylko pranie i nowe pakowanie.

Nad morze jechaliśmy z przerwą w Zielonej Górze. Nie wiem, czy byliśmy mniej zmęczeni, dzieląc podróż na pół, ale na pewno bardziej zadowoleni, bo Zielona jest naprawdę piękna. Popołudnie spędziliśmy na zwiedzaniu (bachusiki nas zauroczyły). Palmiarnia, labirynt, winnica, bajka.

W sobotę trochę morza, a niedziela to Szczecin, pociągiem, bo korek nas skutecznie odstraszył. Ja wyszłam raczej rozczarowana, bo z wielu żaglowców było tylko kilka, ale dzieciaki zachwycone i chcą wrócić do Szczecina za trzy lata, gdy będą pełnowymiarowe TTSR. Ale za to zaliczyliśmy wesołe miasteczko i dwa koncerty szantowe. I godzinę W przy burcie naszego wojennego okrętu. Do tej pory mam tez huk w uszach i ciary na plecach. Na prom powrotny spóźniliśmy się o całe pół minuty, ale co tam, też było wesoło.

Pozostałe dni to w zasadzie Świnoujście, szeroko pojęte, bo i plaża i promenada (też ta transgraniczna i nawet trochę niemieckiego lasu zwiedziliśmy) Pogoda nam dopisała, co dzień byliśmy na plaży, a część z nas gubi skórę mimo smarowania kremem. W przerwach od plażowania zwiedziliśmy Fort Anioła, poszliśmy też na falochron, ale nas przewiało do kości. I choć wróciłam ze skręconą stopą (czy cokolwiek tam jej jest), z której nadal się nie wykurowałam, to jestem szalenie zadowolona.

Po powrocie już spokojniej, choć nie mniej intensywnie. Z takich mocniejszych akcentów to Wawel i zajęcia na nim prowadzone. Miały być 3 razy po godzinie, z przerwami półgodzinnymi, ledwie zdążaliśmy z jednych na drugie. Ale było tak ciekawie, że nie żałujemy, jak będzie w przyszłym roku to pójdziemy znów, choć już nie na taki maraton.

Trochę z utęsknieniem czekam na rok szkolny, na szczęście dziś dowiedziałam się, że Syn nie będzie miał na popołudnie, a Córa ma fajną nową wychowawczynię.

A dziś palimy w kominku, bo jesień zapukała na maksa do naszych drzwi.

6 komentarzy:

  1. My też w tym roku byliśmy w Świnoujściu i wróciliśmy równie zachwyceni �� już planujemy wyjazd w przyszłym roku. A teraz z utęsknieniem czekamy na szkołę, przynajmniej ja, a Lusia na przedszkole

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla nas Świnoujście to cała wyprawa, jednak Kraków bliżej ma do gór, niż do morza i to jeszcze w tamtej części wybrzeża. Mam więc nadzieję, że w przyszłym roku wybierzemy góry, Córa coś mówi o Dolinie Pięciu Stawów. Muszę tylko znaleźć moją kondycję, bo gdzieś się zgubiła.

      Usuń
    2. My też mamy bliżej z góry niż nad morze, bo mieszkamy godzinę od Karkonoszy, a przy dobrej pogodzie Śnieżkę widzimy przez okno. Ale morze to moje miejsce, gdzie naprawdę ładuje baterie �� choć góry też lubię, kiedyś musimy się wybrać w Tatry, bo nigdy nie byliśmy, ale póki co skutecznie odstraszają nas tłumy.

      Usuń
    3. Ja z okna widzę Babią górę 😉 ale tłumy faktycznie są ogromne.

      Usuń
  2. A właśnie dziś rozmawiałam ze swoim chłopem i mówiłam, że fajnie mają ci, którzy mieszkają w domach. Mogą napalić w piecu i się zagrzać. My marzniemy w golfach :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym piecem i paleniem to już niedługo, ostatnie podrygi kominka i trzeba będzie wsadzić bio wkład

      Usuń