środa, 12 października 2016

Nie miała baba kłopotu, to sprawiła sobie kota

Huśtawkę nastrojów mam ostatnio taką, że szkoda gadać. W sobotę już dzwoniłam do mojej mamy, czy przyjmie naszego Leniwca, bo on się nie dogaduje z Figaro i będę musiała go oddaaaaaaać. A poza tym to ma chore zęby, nie doleczone, jak tam był i Osobistemu się ten palec  babrze i w ogóleeeeeeee. No. tak wyglądałam w sobotę, ale mama odmówiła przyjęcia Leniwca w weekend, skoro w poniedziałek ma jechać na diagnozę i zabrałam tam tylko kocicę, żeby odpoczęła od tego wariata. Choć w sumie to on już jej nie napada jakoś szczególnie, tylko jak ona prycha, to odchodzi, ale ona prycha, wystawia łapy, to on też i kotłowanie gotowe. Masakra. No ale wracając do sedna. Zawiozłam kocicę i dowiedziałam się, że moja mama go nie chce, bo wypuści, coś się stanie i będzie przeżywać, jak zachoruje będzie przeżywać i ona się już wyleczyła. Wróciłam do domu i ryknęłam Osobistemu w rękaw. A on, jak to chłop uznał, że coś wymyślimy, może jego rodzice, a może, jak już go oswoiliśmy z ludźmi to mu znajdą dom bez zwierząt.
I tak dotrzymaliśmy do poniedziałku. Kot robił wszystko, by nas ugłaskać. Łasił się, dawał buziaczki (a z pyska mu śmierdziało, jak nie powiem z czego, więc to akurat miłe nie było, ale intencje miał szczere) i do łóżka się nam pakował. Pod włos nas brał.
W poniedziałek dowiedziałam się, że zęby do usunięcia, umówiłam się na wtorek, zawiozłam go, przywiozłam kocicę, kupiłam kocimiętkę i postanowiłam walczyć. One już się tak nie tłuką, dzieci wiedzą, że mają uciekać, jak coś, musi się udać. Bo o dzieci się baliśmy, że je w tym szale pogryzą, a przecież Syn ma już bliznę na buzi po poprzedniej kocicy.
Dziś... Mam rozłożoną sofę, bo dzieci rano chciały, potem Figaro włazła i tam nadal siedzi. Leni siedzie obok mnie i liże futerko. Jak na niego prychnie, odchodzi. Jak wyjeżdżam, to go zamykam w łazience i przykładam krzesłem, bo umie otwierać drzwi z klamki. A nie chcę ich samych zostawić, bo a nóż nie odejdzie?

Wesoło mamy, a wczoraj było jeszcze weselej...
Wracamy z kotem do domu, wszyscy, bo dzieci chciały Osobistemu pokazać rybki w lecznicy, a ja im wszystkim fontannę na rynku, dzwoni telefon. Kuzynka Osobistego, że u nas stoi straż i co się dzieje. No oczywiście, że nie wiemy, bo nas nie ma. Obiecała podjechać i sprawdzić. Naprawdę nie ma daleko, ale ja w tym czasie już widziałam:
Kota na dachu
spalony dom
spalone część domu
przewrócone rusztowanie i wybite okna
przewrócone rusztowanie i kogoś przywaliło

Z milion razy mi to przez głowę przebiegło, nim oddzwoniła, że któryś sąsiad palił coś w ogrodzie i stąd straż. Faktycznie, palił. Widziałam te kłęby dymu, nim wyjechaliśmy, ale to mi oczywiście do głowy nie wpadło, bo czemu akurat by mieli stać u nas? Rozwiązanie przyszło dziś. Samo. Do głowy mojej. Stali u nas, bo u nas jest najszerszy podjazd w okolicy.

Ale i tak mam kilka nowych siwych włosów.

10 komentarzy:

  1. Przepraszam Cię bardzo, ale ten ostatni akapit wywołał u mnie głośny szczery chichr. Ja wiem, że to wcale nie śmieszne, bo sama mam świadomość jak nieraz potrafię sobie coś wkręcić, dopowiedzieć całą historię, a potem okazuje się, że wszystko w ogóle było nie tak, jest w porządku i stresowałam się bez potrzeby.

    Kurczę, naszej też wali z pyska jak z wysypiska. Zęby z tyłu ma tak zakamienione, że łojeju. Kiedyś jej odkamienialiśmy, ale nie capiło jej z japy chyba tylko parę dni. Wybieramy się do tego weta jak sójka za morze :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest śmieszne. Głównie dziś ;)

      On miał taki kamień, że aż popsute i musieli mu wyrwać trzy zęby, resztę odkamienili. Kurde, kot ma ładniejsze zęby, niż ja :P

      Usuń
    2. ;)))

      A to duży koszt? Pewnie tak, ale nawet się nie orientuję. Płaciłam chyba ok. 120 zł, ale to było z 5 lat temu i za samo czyszczenie zębów. Szukam weta specjalizującego się w stomatologii, niby jest jakiś w okolicach Alei, ale jeszcze nie obadałam go dokładnie. Nie chcę iść do takiego, co niby oporządzi wszystko - czy to chomik, czy kuń.

      Usuń
    3. Nie wiem, bo to jeszcze poadopcyjne na gminę. I w Skawinie, więc też się musiałam najeździć. Czy oni się tam specjalizują w tym to nie wiem, ale mają jakieś pakiety dentystyczne. Przy czym wypuścili chore zwierzę, więc raczej nie polecę

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ale tak, że aż masz odruch wymiotny? Bo tu tak było, a mnie mało co obrzydza.

      Usuń
  3. Za milosc do kota podziwiam!
    Za wyobraznie rowniez- powinnas ksiazki pisac ;)
    a za smrod.. to chyba bym chyba nie tulila :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu mam kota w głowie ;) już mu nie śmierdzi na szczęście.
      No przeca piszem ;)

      Usuń
  4. Huśtawka nastrojów? Znam to, ech...
    Ale do weta to się wybierzcie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie już na szczęście minęło. Byliśmy, już po zabiegu.

      Usuń