Wczoraj jechaliśmy do weterynarza sądząc, że to już koniec, że jedziemy ją uśpić. Źle się jedzie tonąc we łzach. Pani weterynarz uznała, że ją otworzy i dopiero wtedy podejmie decyzję, bo tak na oczy ona nie umie uśpić zwierzaka. Źle się wraca bez psa, czekając na 15, kiedy się dowiemy, co dalej. W domyśle, że trzeba przyjechać po martwe zwierzę. Była 11. Wróciłam do domu, odebrałam dzieci, starałam się nie płakać. O 15 wiadomość, że jeszcze kroją. Ruszyłam do mamy. W drodze zadzwoniła, że psa udało się uratować. Okazało się, że miała martwe jelito, wycięli i jak wszystko podejmie pracę, to będzie dobrze, a jak nie to pani ją z czystym sumieniem uśpi. Ulżyło, choć na chwilę.
Wracając do domu zobaczyłam kątem oka wybiegającego kota. Po hamulcach, uderzenie, lekkie. Zatrzymałam się, patrzę w lusterko, wsteczny i... nie ma kota. Ułamek sekundy potem zobaczyłam go, jak znów wbiega na ulicę, prawie pod koła następnego auta. Musiał się ode mnie odbić, ale nic mu się nie stało. Przy czym utracił na wczorajszym zdarzeniu z dwa życia, jak nic.
Wczorajszy dzień sponsorowała literka Z, jak zmartwychwstałe zwierzę.
To był fatalny dzień. Nie chcę więcej takich dni. Tak śpiewa Bajor, a w wersji kobiecej wykonuje to Hanna Banaszak.
Dokładnie, oby nie było więcej takich dni. Trzymam mocno kciuki za psa!
OdpowiedzUsuńO rany... Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuń🙁🙁🙁
OdpowiedzUsuńwiesz, jak czytam o potrąconych kotach to mi się zawsze wyrywa "ku..wa" bo one są takie głupie, takie nieostrożne, a czasem mam wrażenie, że robią to celowo
OdpowiedzUsuńI to wracanie się nawet, jak jest dalej...
Usuń