Nie mieliśmy łatwo. Raczej często pod górkę. Zaczynaliśmy na zgliszczach, niepewni jutra, wiedzący tylko, że kochamy irracjonalnie, do obłędu. Pragnienie dotyku, przytulenia. Szybka miłość, szybki seks, szybkie życie. Ale życie zwolniło, zaczęło się codzienność z pracą, zaczął się brak czasu dla siebie, standard dla par mieszkających osobno. Pojawił się ktoś, Pan z Pracy. Smsy, rozmowy, moje przecięcie, bo przecież mam swoje szczęście obok. Poprawa, niesamowita poprawa, bo powiedziałam, jak blisko utraty kontroli byłam. Kryzys zażegnany. Potem przyszedł M. Największy diament z sieci. To była ostra przyjaźń. Jak żyleta, jak słowa, które rozpalają. Ostra przyjaźń, która zawsze pozostała przyjaźnią. Osobisty przełknął zazdrość i się układało. Raz lepiej, raz gorzej, jak to zawsze.
Potem ślub, zero pomocy ze strony teściów, raczej kłody pod nogi w stylu "Sam chciałeś, sam sobie radź". "Ja na obiad nie przyjdę", jak zapraszałam do nas i wiele innych. Dopięliśmy swego, zrobiliśmy sobie wymarzone wesele, takie, jak my chcieliśmy.
Mieliśmy z nimi mieszkać, wielki remont góry, okropny tydzień po ślubie, wyprowadzka w nocy. Jakbyśmy nie byli po ślubie, już by nas nie było...
Pozytywny test ciążowy, plamienia, strach nas obojga o dziecko, które tak bardzo chcieliśmy. Potem zielone wody przy porodzie, każde po innej stronie drzwi, a mieliśmy rodzić razem. Koszmarne początki z dzieckiem, bo cały świat do góry nogami, bo jest trudno, też pokonaliśmy...
Pokonaliśmy wiele. Nadal wiele przed nami. Kłócimy się z ogromną pasją. Chyba ta gwałtowność została nam od samego początku i będzie towarzyszyć zawsze. Potem wracamy do normalności. A ja sobie tak myślę, że tyle razem przeszliśmy, tyle rzeczy nas nie pokonało... Nie możemy pozwolić, byśmy sami siebie pokonali. Szkoda by było, bo nadal kocham irracjonalnie, do obłędu. I dlatego po każdym nieporozumieniu wraca refleksja, że należy walczyć. Dla nas, dla wspomnień, dla przyszłości, która dla nas na pewno wiele przygotowała.
Kocham, jestem kochana, mamy fantastyczną Córę, drugie Dzieciątko wyczekiwane z niecierpliwością. No i nasz dom, wymarzony, nabierający kształtu i chłonący wiele naszych uczuć. Nasze miejsce na ziemi. Własne. Dla nas.
Lubie to...nawet nie wiesz jak bardzo to lubię ... ;) :*
OdpowiedzUsuńdla nas Państwo B. to Państwo B. i już ;)
UsuńA nie masz jakiegoś innego Państwa B.? Na wszelki niedźwiadek? Uchyliłam się przed miotłą, i przed tłuczkiem też... au... kopać ciężarną??
Usuńpoduszką dostałaś ! w głowę !!!
UsuńPięknie to opisałaś. I prawdziwe. Zycie we dwoje to przecież nie tylko lukrowane chwile, ale też łzy, trudne rozmowy, problemy codzienności.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że pokonujecie wszelkie trudności, a Wasze uczucia wciąż są silniejsze;):*
Dobrze, że rozum nadal na wodzy...
UsuńJak w serialu, wzloty i upadki, czasem słońce czasem deszcz. Nie oryginalnego tu nie napiszę :)))
OdpowiedzUsuńPS. Przypomniałaś mi jak fajnie było w mojej poprzedniej poprzedniej pracy - miało się tyyyylu kolegów, z którymi można było rozmawiać o wszystkim... Ech, nieraz mi się za tym zatęskni.
Praca w domu strasznie ogranicza takie inspirująco - elektryzujące znajomości...
UsuńDokładnie. Fajnie tak móc sobie samodzielnie organizować obowiązki (sama sobie sterem...), ale coś za coś. W poprzedniej firmie osób było 5 na krzyż łącznie ze mną i to już była ogromna zmiana po dużej kurierowni, a teraz? Czasem to mi się wydaje, to mnie wszystko omija :)))
UsuńNie wszystko :) internet jest pełen cudów, ale faktycznie, człowiek tak siedzi i siedzi i nawet mu się litery nie składają
UsuńI ja Wam tej miłości na lata życzę :*
OdpowiedzUsuńBy;e bez tych tych burz to dziękuję :)
UsuńTak to fajnie ujelas, ze az sie wzruszylam.
OdpowiedzUsuńTo miłe, dziękuję :)
UsuńPięknie napisane, myślę dokładnie tak samo, dlatego przy każdym kryzysie walczę...
OdpowiedzUsuńTylko walka musi być obustronna
Usuń