czwartek, 30 kwietnia 2009

Fatalny dzień

            Zaczęło sięwczoraj… Rozbiłam kieliszek, zalewając winem chipsy… Nic się nie uratowało. Dziśprzy malowaniu kolejnego anioła zakapałam sobie skarpetki farbą, nie zmyje sięza nic. Przy podlewaniu za to zalałam je sobie. Postanowiłam umyć okno wkanciapie kierownika, bo myłam też u siebie to przy okazji zwaliłam żaluzje… Wdrodze do domu dopadła mnie ulewa. Niby super, bo sucho przeraźliwie, aledotłukło mi strasznie, bo takimi kroplami waliło. Cała mokra wróciłam, a jaktylko weszłam do domu padać przestało. Jak chciałam włożyć bez do wazonu to muurwałam nogę. Znaczy wazonowi, nie kwiatom. Nie do uratowania. Podlewając kwiatkiw domu zalałam dywan i maszynę do szycia.

            Niech tendzień się już skończy… Bo sobie krzywdę zrobię… Może ja nie pójdę się kąpać?

wtorek, 28 kwietnia 2009

Sztalugi na bez

            Dostałamdziś sztalugi. Nie, nie jako prezent. Przyniósł mi jeden z chłopaków, jakmalowałam gołąbki na desce, a potem już wycięte z drewna anioły. Tylko zdjęciabrak z tym moim artyzmem. Ja w ogóle jestem za tym, żeby całe lato spędzićprzed budynkiem. Sielsko, anielsko i tak cudnie ciepło. Ja, pędzel i drewno.Marzenie.

            Dostałamjeszcze dziś bukiet zrobiony z bzu. Rozpieszczają mnie te moje chłopaki. Onidają mi kwiaty, dziewczynki się przytulają i czeszą mnie. Czyż można chciećwięcej dla poczucia spełnienia? Zapomniałam bez wziąć do domu. Darczyńcy będzieprzykro, bo jutro też go nie wezmę, bo jadę na Kraków. Ale w czwartek zabieramgo ze sobą. W słoiku, żeby nie zwiądł. A jutro go namaluję i to będzie świetnawymówka dla mojej sklerozy. Byle więcej tych farb, drewna i bzu…

piątek, 24 kwietnia 2009

Test gimnazjalny

            Wyciekłytesty. Owszem, należy znaleźć winnego i go ukarać. Bo inaczej testy stracąjakiekolwiek znaczenie. Ale należy też ukarać uczniów, którzy pisali te testy,czyli gimnazjalistów. Szuka się tych, którzy ściągali. Pewnie jakby przyszło doich ukarania, podniosłyby się głosy, że ktoś tylko ściągnął, ale nieskorzystał, tylko zerknął. Że to inwigilacja i łamanie praw. A oszukiwanie przyegzaminie to co jest? Normalność? Uważam, że test powinni powtórzyć wszyscy.Każdy jeden gimnazjalista. Czemu? Bo kogoś przy karaniu można pominąć, bo testysą na serwerze amerykańskim, bo ktoś mógł ściągać w kafejce czy bibliotece ikogo wtedy ukarać? A jakby sprawa przycichła… Potem wyłazi taki jeden z drugimz gimnazjum i uważa się za niewiadomo kogo, bo mu się tu i tam udało i umieoszukiwać. Owszem, uderzy to w tych, którzy pisali uczciwie. Ale jak pisaliuczciwie, to napiszą tak jeszcze raz i zdadzą. Jestem za odpowiedzialnościązbiorową.

środa, 22 kwietnia 2009

Przedstawienie

            Odbyło się.Jestem z nich dumna. Nie, nie dlatego, że wyszło bezbłędnie, bo nie wyszło. Aledlatego, że to uratowali, że po załamaniu szli dalej i nikt się niezorientował, że coś było nie tak. Jestem dumna, bo rodzicom się podobało, bo midziękowali. Nawet nie wiecie jakie to cudowne uczucie. Ale jak zaczynali całasię trzęsłam. Cała chodziłam. Każdy błąd odbierał mi dech. Jak się kłaniali, jamusiałam usiąść. Nogi się pode mną ugięły, a płuca przypomniały o sobie. Ale…Ja chcę jeszcze raz… I jeszcze i znów. I oni też, pytali już o kolejną próbę.Jestem szczęśliwa, spełniona, dumna. Robię to, co kocham i kocham to co robię.A teraz… Teraz doszły uczucia i czuję się wzruszona. Bo pobiliśmy Radwanka.Najpiękniejszy komplement, jaki słyszałam. Bo oni chcą to ciągnąć dalej. Bo onimi dziękują, że mogli grać… Dla takich chwil warto żyć.

wtorek, 21 kwietnia 2009

Przedstawienie, Tyniec, obrona

            Jutro przedstawienie. Boję się… Że nie wyjdzie, że się pomylą, że coś pójdzie nie tak… Boję się bardziej niż wczorajszej jazdy. Po dzisiejszej próbie już w ogóle nadzieja mnie opuściła. Dobrze, że z koleżanką zajęłam się przygotowaniem scenografii, bo po prostu wyszłabym z siebie i stanęła obok.

W piątek czeka mnie spacer do Tyńca z naszymi. Tzn najpierw dojazd, a potem spacer. A w sobotę znów szkoła. Znów co tydzień… Ale dzięki temu w lipcu obrona.

sobota, 18 kwietnia 2009

Impreza na 120 osób

            Wczorajbyło Jajeczko firmowe. Jako, że my znów nie na swoim to poszłam z dziewczyną odnas z kulinarnego i z jeszcze jedną pomóc przy śniadaniu wielkanocnym. Bowiadomo, że obsada dwóch osób to mało. Osób do jedzenia było przewidziane 120,więc i tak uwijaliśmy się jak w ukropie. Na początku pomagali nam uczestnicywarsztatów, których pomoc polegała na przynoszeniu nie tego co trzeba, żebyśmymy musiały lecieć jeszcze raz. No ale chęci też się liczą, a talerze rozłożyćpomogli. Sprawdzić potem to już i tak mniej. Zostało tylko rozłożyć sałatki,jajka, pieczywo i pokroić z 20 blach ciasta. Na mszę nie zdążyłyśmy,poleciałyśmy tylko po uczestników pod koniec i dawaj do rozlewania żurku. I tusię zaczyna. Dramat pod tytułem „Jak podkopać autorytet instruktora i zrównaćgo z ziemią.” W roli głównej rodzice.

            Rozlewałyśmywe 4, ale to nie daje efektu, że wszyscy mają na raz. Szłam właśnie na jednąsalę, gdy chłopak, nazwijmy go Bożysław woła o dokładkę. Dość głośno woła, boon musi już. Odparłam, że jeszcze inni nie dostali, więc musi poczekać. Na towłączyła się mamunia innego, że mu żałujemy. Powtórzyłam to co wcześniej. Niepomogło, bo przecież idę obok to mu mogę przy okazji dolać, a nie żałować najedzeniu. No i dolać musiałam, bo się rozróba robiła. Potem się rozeszło oherbatę, bo brakło w jednym dzbanku i ja mam już teraz dolać, bo oni nie mają,żeby dolać sobie 5 filiżankę. Ciekawe co by zrobili, jakbym rzuciła talerzem zciastem na środek pomieszczenia, żeby po tą herbatę iść już teraz natychmiast.

            Ja jużpominę, że wszyscy się zachowywali jakby nie widzieli jedzenia i wszystkoznikało w trybie natychmiastowym. Jedna mamusia wciągnęła żurek, nałożyła sobiepełen talerz ciasta (większość była z masą), a potem jeszcze cały talerzsałatek ze śledziami. Zemdliło mnie. Do tego ciasta od rodziców trzeba układaćtak, żeby rodzice je widzieli, bo jak nie to skarżą, że my kradniemy.

            Goniłyśmyod 7 rano. Około 12 przyszli goście, a o 13 były puste stoły. Pozostało pomyć360 talerzy, 120 filiżanek, salaterki, talerze spod ciasta, miseczki i sztućce.O 14.40 usiadłyśmy.

            Naszły mnierefleksje po. Rodzice niszczą ogrom naszej pracy z uczestnikami i nie da się ztym nic zrobić. Trzeba się wręcz z nimi lepiej obchodzić i bardziej cackać.Refleksja dwa, już bardziej osobista. Jeżeli wesele, to kameralne, na 20 osóbmaks i to też bez własnego udziału w przygotowaniach. Niech ktoś zarobi.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Jajeczko

            Dziś popracy zaliczyliśmy zapoznawczy wpad do pewnej knajpki, całkiem sympatycznie.Bardzo smaczną mają szarlotkę z lodami i bitą śmietaną. Tu już moje odchudzaniezawisło na włosku, a w kolejnym lokalu zostało dobite. Lodami i gorącączekoladą. Ale to nic, poćwiczę i się zrzuci :)

            Za to jutroczeka mnie Jajeczko w pracy, więc znów zmieniam miejsce na placówkęmacierzystą. Oby tym razem nie spadł śnieg jak ostatnio ;) Ale miałam niewywoływać, więc cicho sza. I ostatnia lekcja mnie czeka. Wreszcie. Za to znówmam zjazdy co tydzień. Makabra. Plus jedynie taki, że czasem mam wolny jedendzień w te moje szkolne weekendy, nie będę padać.

            Ambitneplany mamy na długi weekend. Zwiedzić jakiś fort, a raczej jego pozostałości.Ciekawe co z tego wyniknie.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Żałoba narodowa

            Żałobanarodowa. Znów. Ja rozumiem, że stała się tragedia, zginęli ludzie, wpotwornych męczarniach, bo śmierć w płomieniach jest chyba najgorszą zmożliwych. Przy czym coś, co się powtarza co jakiś czas przestaje miećznaczenie. Teoretycznie żałoba narodowa powinna być ogłoszona „po śmierci wybitnej osobowości (najczęściejzwiązanej z krajemjej ogłoszenia) lub z powodu wielkiej katastrofy.” No i dobrze. I tak było do1981 roku. Wybitne osobistości były upamiętniane żałobą. A od tego czasu,dokładnie od 1997 roku pojęciem tym szafuje się non stop. Tsunami – ok.,ogłoszona, katastrofa lotnicza, ok, czemu nie, pożar dziś, pewnie, bo czemunie. Powódź też jest dobra. To ja się pytam czemu nie było ogłoszonej żałobynarodowej już w Niedzielę Wielkanocną, gdy się dowiedzieliśmy, że Podkarpaciezalane. Czemu nie uczczono Piotra Morawskiego, wszak był polskim himalaistą.Byłaby nowa okazja do wyświechtania żałoby narodowej. Bo chyba od 1997 rokuzaczyna chodzić o ilość, a nie o jakość. Bo do 81 ogłoszono ją 8 razy. Od 97już 11. I jak porównać zgon Piłsudskiego czy Jana Pawła II do zamachu wLondynie, gdzie zginęło 3 Polaków. Na drogach każdego dnia ginie więcej ludzi inikt ich nie żałuje, nie wspomina. Dla mnie powoli żałoba narodowa zaczyna byćtylko sloganem. Wyświechtanym, powtarzanym co chwilę, zdewaluowanym. Czymś bezznaczenia, co może stać się co dzień i tak generalnie można nie przywiązywać dotego wagi. Brawo. Powoli zabijacie wszystko. Patriotyzm, wiarę w naród i ludzi,współczucie i solidarność. Oto wolne państwo. Państwo, za które i o które walczyliludzie, których kiedyś żałoba upamiętniała. Teraz przyćmieni pożarem i wielkąwodą.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Świąteczny koszmar

            Wszystkozaczęło się w Wielki Piątek. Poszłam zrobić sałatkę. I zrobiłam, ale najpierwmusiałam naprawić odpływ ze zlewu, który wziął i się zepsuł. Rura spadła izaliczyłam potop w szafce.

            Następnydzień był spokojny. Aż do momentu, gdy z mamą usiadłyśmy i stwierdziłyśmy, żejuż po robocie. Chciałam jeszcze zobaczyć, czy ciasto się siadło. A tu potop.Tym razem w lodówce. Przestała chłodzić. Zamrażalnik pełen, w lodówce dwiesałatki, ciasto, masa wędliny. Ogólnie masakra. Na szczęście na korytarzu stałastara lodówka, robiąc za składzik narzędzi. Została wymyta, włączona, buczy,ale działa. Ostatnia próba włączenia tej zepsutej, po sporym kopniaku jejwymierzonym, zadziałała. Ale placek niestety troszkę w płynie. Zresztą wmazurku lukier się całkiem wsiąkł. A dekorowałam z pół godziny…

            Rano zeSkarbem wybrałam się na obiecaną w Wigilię jeszcze Rezurekcję. Idąc z powrotemnogi się pode mną ugięły. Na drodze leżał kot, potrącony. Przed oczami stanąłmi mój kot, który zginął w czerwcu. Innej drogi nie było, musieliśmy koło niegoprzejść. A on oddycha i rusza się! Nie zastanawiając się długo zdjęłam kurtkę igo zabraliśmy. Za nami szła kobieta, która miała powiadomić potencjalnegowłaściciela, gdzie kot. A kot grzecznie leżał, miauczał, nie ruszał tylnyminogami. Byłam przekonana, że przetrącony. Ale w domu Skarba spokojnie usiadł iposzedł spać. Właścicielka odebrała go o 11. Jedno kocie życie uratowane.

            Do bilansudodać należy jeszcze mój przerżnięty palec, bo nóż mięsa do sałatki ciąć niechciał, ale do mojego palca wlazł… Liczę, że poniedziałek obejdzie się bezstrat żadnych i przygód też mi oszczędzi.

sobota, 11 kwietnia 2009

Niech w święto radosne paschalnej ofiary...

 

"Zmartwychwstał Pan, który dla nas zawisł na krzyżu" Alleluja!

Niech Zmartwychwstanie Pańskie, które niesie odrodzenie duchowe napełni wszystkich spokojem i wiarą, da siłę w pokonywaniu trudności i pozwoli z ufnością patrzeć w przyszłość...

czwartek, 9 kwietnia 2009

Szkolne rozmowy

            Teren mojejpracy leży w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły średniej. Dokładniej to na jejterenie. Więc rozmówki młodzieży szkolnej nie są mi oszczędzone. We wtorekpięknie było, my się opalaliśmy przed budynkiem szkoły właśnie (kiermaszświąteczny mieliśmy) i nasłuchałam się. Nasłuchałam się przekleństw, że uszywiędły. Nasłuchałam się, że ta z tym, a potem z tamtym. Ale to jeszczeprzełknęłam bez problemu. Najbardziej zdziwiło mnie co innego. Szła sobiegrupka dziewczyn a naprzeciw nauczycielka. I ta je zapytała, czemu tak późno,przecież się spóźnią. A te bez niczego odpowiadają, że jeszcze nie były nalekcji i idą tylko na geografię.

            Nieoburzają mnie wagary. Też chadzałam, nie często, ale się zdarzało. Ale za moichczasów (bardzo bolesne, jak w moim wieku można powiedzieć ten frazes) unikałosię na wagarach nauczycieli. Byle nikt się nie dowiedział, bo wstyd, bo gdzieśtam było zakorzenione, że to złe. Nikomu by nie wpadło do głowy, żeby takotwarcie się przyznawać. Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem. Co zniknęło, cosię zagubiło, że zaczyna rządzić… No właśnie, jak to nazwać? Szczerość do bóluczy już całkowity upadek dobrego smaku, zasad i kultury?

            We wtorekdostałam bukiecik fiołków, dziś kaczeńców. Tak niewiele, a tak dużo.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Rękawka

            JeszczeŚwiąt nie ma, a ja się już cieszę na dzień po nich. A to dlatego, że zostałamwytypowana do wyjazdu z podopiecznymi na święto Rękawki pod Kopiec Kraka.Najpierw się zgodziłam, a potem się zorientowałam, że mam kurs, a na nim testywewnętrzne. Tia… A wyjazd łączy się z nadgodzinami. Święta rycerskie kochammiłością drugą
(miłość pierwsza to książki, jakby ktoś pytał) i na wszelkie bym łaziła. Inscenizację bitwy pod Malborkiemwspominam do dziś dnia, bo było świetnie. (Cały wyjazd był świetny, ale ja nieo tym.) Więc proste, że chcę jechać, a nadgodziny też piechotą nie chodzą. Noale testy też ważne. Po przegadaniu tego w drodze do domu poszłam doinstruktora. Pozwolił mi przyjechać półtorej godziny później. I wilk syty iowca cała. Teraz byle do wtorku.

            Przedstawieniemoim wychodzi. Nie popełnię rytualnego samobójstwa.

niedziela, 5 kwietnia 2009

Cudowna niedziela

            Jazda powpis była tylko incydentem. Pani nie protestowała za bardzo, wpisała grzeczniezaliczenie. A dziewczyny siedziały i męczyły się na ćwiczeniach z fonemami itakimi innymi.

            Potemcudowny spacer ulicami miasta, do muzeum geologicznego. Skamieniałedrzewa,  masa fajnych kamyczków i pan,który nam to wyjaśnił za free. Fascynujące. Potem wyprawa nad wodę. Co prawda zkąpieli to nie skorzystaliśmy, ale widzieliśmy masę żab, kumkających,zalecających się i… Słoneczne refleksy w wodzie, lekki wietrzyk i śpiew ptaków.Nic mi więcej nie trzeba do szczęścia.

sobota, 4 kwietnia 2009

Egzamin

            Jadę dziśna pierwszy egzamin na tych moich studiach. Powinnam poczuć, że studiuję, ajednak nie. Bo i tak mi przepiszą ocenę, bo już miałam ten przedmiot. I topowielony parę razy. Wynika z tego, że jadę tylko na pięć minut, po wpis. Jutrotak samo, po drugi wpis, też na pięć minut. Bo więcej z tą panią nie wytrzymam,bo albo zginę ja, albo ona. A po co popełniać zbrodnię, skoro ten przedmiot teżmiałam. I to w większym wymiarze godzin. Denerwuje mnie takie jeżdżenie prawiepo nic. No ale to moje studia… Może kiedyś się przydadzą…

piątek, 3 kwietnia 2009

Jest taki dzień w życiu kobiety...

            Jest takidzień w życiu kobiety, że nie cieszy nawet kolejna para butów po przecenie. Ja mam taki dzień. A jeśli mam być szczera, to ciąg takich dni. Niby wszystko jest ok, nawet bardziej niż ok, a mimo to jest tak strasznie beznadziejnie. Uśmiecham się, jasne, zawsze to umiałam. Tylko niektórzy widzą, że nie pomaga warstwa makijażu. Z tym, że teraz nawet nie mam po co się malować, bo w domu siedzę. Dziś wychodzę, bo muszę, mimo L4. I znów będzie ok., będę radosna i roześmiana, z dobrym humorem. I tym czymś w środku, co mówi mi, że nie tak miało być, że gdzieś po drodze zgubiłam coś ważnego…

środa, 1 kwietnia 2009

Intercyza

            Bez wahaniapodpiszę. I nie widzę w tym nic złego. Nie ma to dla mnie nic wspólnego zobroną majątku czy brakiem zaufania. To dopiero jest zaufanie. Załóżmy, żejedna strona zakłada firmę. Każda firma jest obarczona możliwością upadku. Iintercyza zabezpiecza pójście na bruk obojga. Bo wtedy nie odpowiadają obojetym co mają, nie pójdą z torbami, zabezpieczą przyszłość. Czy to nie logiczne?No nie. Bo przecież w małżeństwie wszystko powinno być wspólne. I nie mamożliwości mieć innego zdania. Bo intercyza tak, ale tylko jako obrona przedtym złym obcym, co nastaje na nasz majątek. Nie wiedziałam, że ślub bierze się z obcym... Bo jak się kocha to on już nie jest obcy, nie tylko emocjonalnie, bo jest rodziną przez to, że kochamy. Nawet bez ślubu. Nikt nie jest w stanie zrozumieć,że ten papier może istnieć, by ich oboje chronić. Bo jest kryzys. I to, że ktośnie drży o jutro nie znaczy, że inni nie tracą pracy. Ale przecież zdanie mojejest najważniejsze. I nikt nie może mieć innego. Bo intercyza jest zła, akryzysu nie ma, bo ja mam pracę. Wybaczcie, to egoizm, czysty egoizm i próba wmówieniainnym, że jedyną słuszną prawdą jest ta, wyznawana przeze mnie.
            To ja nie będę jej wyznawać.Podpiszę intercyzę, jeżeli zdecyduję się na ślub. Nie będę się śmiała, żekryzysu nie ma. Bo widzę co się dzieje wokół. Bo jeszcze mam inne spojrzenie.Bo cenię je sobie.