piątek, 21 czerwca 2019

Na walizkach

Na środku stoją walizki, bilety PKP wydrukowane, nawet te powrotne. Wieczorem ruszamy. A ja tak bardzo nie chcę jechać. Cała w środku dygoczę, funkcjonuję dziś na pograniczu paniki, co chwilę oddech więźnie w płucach, a serce wędruje od pięt po gardło i nie bardzo chce wrócić w miejsce docelowe. Tak naprawdę nie wiem, czemu się tak boję, skąd to uczucie. Może dlatego, że wyjeżdżam, a mama ma nogę w szynie gipsowej i nie bardzo może funkcjonować (rozbijała kamienie i jeden jej oddał, nie ma pękniętej, ale mocno stłuczoną i dlatego szyna, bo stanąć nie mogła), a może przeraża mnie tęsknota za Osobistym, czy może nałożyło mi się zmęczenie i okres i wszystko, co było nie tak w tamtym tygodniu. Mam nadzieję, że na miejscu mi przejdzie.
Nie biorę laptopa, więc pewnie mnie będzie mało, przez wcale. Wracam za dwa tygodnie. Udanych wakacji :)

piątek, 14 czerwca 2019

Przygód z PKP ciąg dalszy

Pamiętacie ostatni post? Jak to odetchnęłam z ulgą, bo znalazłam połączenie, którym wrócą do domu? No to ulga trwała do powrotu Osobistego z pracy, czyli do paru minut przed 15, kiedy to Osobisty wszedł i zapytał, czy ja jestem tak absolutnie pewna, że w tym pociągu są przedziały. Oburzona odpowiedziałam, że na pewno są. W takim pociągu, no wiecie? No to nie ma. A układ, jak w autobusie, czyli dwa siedzenia, potem znowu dwa. A ja, zmieniając kilkakrotnie zrobiłam tak, że kupiłam dwa okna i środek. Czyli jedna osoba siedziałaby przedzielona przejściem i pasażerem. No nie da się tak, muszą razem. Są przedziały dla rodziców z dziećmi, gdzie są cztery osoby twarzami do siebie, ale jakby ich nie ma, bo nie można kupić, bo tak. Z miejscami przy stoliku tak samo. I znowu to samo, szukanie, patrzenie, kombinowanie. W efekcie jadą z Gdyni, muszą się przesiąść, ale może tak dzielona podróż będzie łatwiejsza, a i obiad zjedzą porządny. Dziś tak na to patrzę, ale co się wczoraj upłakałam, to moje. Bo jeszcze za zwrot biletu potrącili 15% odstępnego.

czwartek, 13 czerwca 2019

Pędem po pendolino

Dziś po północy ruszyła sprzedaż biletów na powrót dzieciaków i Osobistego znad morza, bo jedziemy na zakładkę, ja z nimi jadę, on wraca. I on chciał czekać do wieczora i kupić, znaczy wczoraj, ale uświadomiłam go, że to po północy. I poszliśmy spać. Dziś o 7 nie było już biletów na kuszetki, sypialne, w wersji dwa, trzy łóżka, no nic, tylko siedzące. 14 godzin i siedzący nocny? No way. Przed 8 wróciłam do domu i szukałam, szukałam, szukałam. Znalazłam pociąg z Białogardu, z sypialnymi, ale to prawie 300 za dwa łóżka plus jakoś trzeba się tam dostać. I stanęło na EIP z Koszalina. Za ciut ponad 300 złotych, ale za to w 8 godzin na miejscu. Powiem, że nawet im trochę zazdroszczę.
Co prawda tracą dzień nad morzem, ale nijak się inaczej nie dało. To jest jakaś masakra z tymi biletami, że trzeba wstać w nocy, żeby kupić. W tamtą stronę też tak było, sprzedaż była zablokowana, zablokowana, co rano sprawdzałam, a jednego ranka nie sprawdziłam i w południe już nie było. Na szczęście znalazłam inne połączenie, ale co się udenerwowałam, to moje.
Ech, za tydzień o tej porze będziemy już pewnie spakowani. I tego się trzymam.

poniedziałek, 10 czerwca 2019

Dużo się dzieje

Dzieje się naprawdę dużo. Piknik rodzinny u Osobistego w pracy, V Finał Rekreacji Małopolskiej i złoty medal w brązie, a co za tym idzie dylematy, co zrobić w przyszłym roku, gdy na godzinę 15 na zajęcia dojechać niepodobna. Próba za próbą, treningi, rozmyślanie, co wziąć nad morze, nad które ruszamy już 21 czerwca.
Jednak najbardziej przeżyłam odebranie podręczników do drugiej klasy. Jak to? Już? Przecież dopiero byłam przerażona tym, że kończy przedszkole. Dopiero niepewnie przekraczała progi szkoły. A już za chwilę dostanie świadectwo, już za chwilę odbierze nagrodę dla finalisty ZUCHa... Kiedy?