poniedziałek, 23 listopada 2020

Dylemat

 Jak rząd wprowadzi ten limit osób to mam na święta zostawić Osobistego, rodziców, czy może dziecko zostawić na ulicy? Albo się wymieniać z bytnością w domu?

Czy jest jeszcze jakaś sfera życia, gdzie się nie wtrącili i nie zepsuli?

piątek, 20 listopada 2020

To był taki spokojny dzień...

 Aż do 17.22 kiedy to odebrałam telefon od rozgorączkowanej mamy. Tata się przewrócił w łazience, opiera się o drzwi i choć jest przytomny, nie może się ruszyć. Tata niedawno złamał jakąś kość w biodrze i ledwo chodzi, ale już chojrakuje i poszedł bez balkonika. W każdym razie uznaliśmy, że niewiele zrobimy i jazda do nich. Wyposażeni w łom, młotek i inne narzędzia pojechaliśmy. Mój telefon się postanowił zaktualizować, więc dopiero w połowie drogi mama dodzwoniła się, że jakoś się odsunął i jedzie do nich karetka. Pojechaliśmy, zjechaliśmy na podwórko. Osobisty pomógł tacie wywlec się z łazienki.

A potem jazda bez trzymanki, bo tata ma gorączkę! Karetka nie bardzo chce go zabrać do szpitala, bo już po 18 i zrobili testy, a on trafiłby na covidowy i dopiero o 3 w nocy by go wymazali i dopiero wtedy jakieś badania. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że to bez sensu, bo innych objawów brak i jak to nie to, to jeszcze się zarazi w szpitalu. Obadali, dali leki i kazali czekać do rana, jak będzie gorzej to karetka i na pewno wezmą. My od razu do domu, oczywiście nawet nie zdjęliśmy masek. W domu plan na kąpiel i pranie wszystkiego.

Jedziemy do domu, Córa głodna, środek lasu. W rowie widzę kształt, jak nic człowiek, choć pewności nie mam. Zamierzam dojechać do parkingu w lesie i zawrócić, gdy Osobisty pyta, czy tam ktoś leżał. No to już mamy pewność. Zawróciliśmy, w tę stronę nie widać, więc znów zawrotka i faktycznie jest. Zatrzymaliśmy się, facet pijany, ale kontaktuje. Maski na dziób i wywiad. Skąd jest, czy ktoś może po niego przyjść, czy nic mu nie jest. Telefonu do domu nie ma, podał mi numer domu. Zostawiłam z nim Osobistego i jazda tam. Ale tak sobie myślę, że po ciemku nie znajdę, a jeszcze może tam w zęby dostanę. Podjechałam do okolicznego sklepu i zrobiłam wywiad. Z podanych przez niego informacji ekspedientka wywnioskowała kto to, a ja się dowiedziałam, że nie dość, że nikt po niego nie przyjdzie, to jeszcze dostanie, jak wróci do domu, bo mieszka nie z rodziną, a obok. Patologia i lepiej policję wezwać. Bo gość leże w zupełnie ciemnym miejscu, jak się wytoczy z tego rowu, to jeszcze go ktoś przejedzie. Pojechałam z powrotem, mówię, jak jest Osobistemu. No i zostałam z dzieciakami w lesie, a on pojechał odwieźć gościa pod tamten sklep.

W domu wielkie pranie, kąpanie, dezynfekowanie, bo to już nie tylko dziadek, a obcy facet. Na szczęście tacie rano gorączka spadła i wszystko się uspokoiło. Z facetem nadal nie wiemy, siedzimy w domu.

I tak sobie pomyślałam, że w zasadzie niepotrzebnie pojechaliśmy do rodziców, bo mama dała radę. Ale jakbyśmy nie pojechali, nie wiadomo, co by było z tym facetem. Bo jak Osobisty z nim tam stał, to nikt się nie zatrzymał, nikt się nie zainteresował. Ja wiem, że covid, że strach, ale kurczę, to człowiek. Wiem, że spity, że na własną prośbę, ale ja bym sobie w oczy nie mogła spojrzeć, jakbyśmy go tam zostawili. Baliśmy się. Baliśmy się obcego, covida, w środku lasu z dziećmi też się trochę bałam (bo a nóż się ktoś jednak zatrzyma), ale jakoś nie pomyślałam, by jechać dalej, bo co mnie to obchodzi. Bo niekoniecznie musiał być pijany, mogło się stać cokolwiek.

poniedziałek, 16 listopada 2020

Drobne przyjemności

 Znów wszystko pozamykane. Znów wiele firm upadnie, wiele prosi o pomoc.

Naprawdę wkurzyło mnie zamknięcie cmentarzy w ostatniej chwili. My zdążyliśmy na dwa, wychodziliśmy z drugiego w piątek, o 16, w deszczu i zimnie, ale zdążyliśmy. Na trzeci już nie daliśmy rady dojechać, za dużo aut, za dużo deszczu, za dużo ludzi. I ja już pominę, że osiągnęli efekt przeciwny do zamierzonego, ale chodzi mi o sprzedawców zniczy i chryzantem. Zamiast ogłosić wcześniej, żeby każdy mógł się przygotować, dać ludziom uczciwie zarobić, to nie, lepiej na chybcika. I potem lepiej wydawać kasę przeznaczoną na Covid na odkupienie tych kwiatów i zawalenie nimi całych miast. No pięknie jest, nie przeczę, ale nie o to chodzi. Ci ludzie mogli uczciwie zarobić, normalnie, nie z pieniędzy podatników. Ale łatwiej się robi coś na szybko, a potem łata nie swoim.

Tuż przed wysłaniem na zdalne dzieciaków I-III firma wzięła miarę z dzieciaków na stroje komunijne. W naszej klasie 4 dzieci miało stroje po kimś, w drugiej, równoległej, tylko dwójka szyje. Bo za drogo i będą kombinować. A ja sobie myślę, że drogo nie jest, fajnie, jak dzieciaki wyglądają w miarę tak samo, a po trzecie, ci ludzie muszą z czegoś żyć. I póki mnie stać na te kilkaset złotych to kupię, żeby ktoś miał na chleb

Idąc tym samym tropem w tamtą niedzielę zamówiliśmy sobie pizzę. O jaka była pyszna! Dawno nie jedliśmy, to raz, a dwa nie musiałam jej robić ;) We wtorek pojechałam za to do cukierni po rogale marcińskie, ale nie było, to kupiłam pączki. Pewnie, mogę kupić w jakimś dyskoncie, po złotówce sztuka, ale nasza lokalna cukiernia gorzej przędzie od nich. A po rogale pojechałam następnego dnia.

No a wczoraj to już zupełna rozpusta. Pojechaliśmy do Kociej Kawiarni, która jako kawiarnia co prawda nie działa, ale można odwiedzić kotki, odwiedzając fundację, która się nimi zajmuje. I tak wyposażeni w żwirki, karmę i dobry humor, poszliśmy i spędziliśmy tam godzinkę. Wyszliśmy z kubkiem i kalendarzem, lżejsi o trochę pieniędzy wrzuconych do puszki.

Bo w tym wszystkim chodzi o solidarność. O to, by czasem zamówić coś na wynos, choćby potem trzeba było kaszę jeść. O to, żeby pokazać tym ludziom, że jest na co czekać i o co walczyć. A dobro wraca. I może kiedyś się do nas uśmiechnie.