Ślubu sięnie chce z różnych przyczyn. Przez strach, przez wcześniejsze zobowiązania,jest sporo możliwości… A dziś zobaczyłam to w jeszcze innym świetle. Jest para,nieważne, długo, krótko, mieszkają razem, ale do ślubu im nie po drodze. Czysię nie kochają? Zapewne się kochają, ale… Żyjemy w czasach Romea i Julii,seriali, wielkich kinowych miłości. Takich na zawsze i na wieczność, z porywamiserca, wielkimi przeszkodami do pokonania, porwaniami. Żyjemy w czasachmiłości, która nie jest zwyczajna, nie jest codzienna. Tęsknimy za takąwłaśnie. Szaloną, namiętną… Ale nie każdemu się trafia. Czasem spotyka siękogoś, kocha się go, ale tak… Normalnie, na co dzień, bez wielkiego entuzjazmu,nie ma ogromnej euforii i motyli w brzuchu. Jest za to codzienna kawa, uśmiech,leniwe wieczory. Takie mało romantyczne, nie kinowe, zwykłe. Więc ślub zamknąłby drzwi dla wielkiej miłości, co to nie wybiera, wielka siła i aż po grób,wbrew wszystkiemu. Nie bierze się go, bo można odejść do kogoś, kto przyniesiez sobą te wszystkie wyśnione, wymarzone uczucia. Tak łatwiej, bezpieczniej,nadal można marzyć…
Po co? Poco czekać na coś, co może nigdy nie nadejść? Co złego jest w rutynie,przywiązaniu, spokoju i stabilizacji? Nie ma nic złego w codziennej miłości okazywanejzwykłymi gestami. Nie potrzeba zwaśnionych rodów, trucizn, porwań i szalonychnocy. Wystarczy miłość. Taka tu i teraz. Namacalna. Realna.
Pewnieznajdzie się ktoś, kto zaprzeczy. A jesteście pewni, że przetrwacie wielkąpromowaną w kinach miłość? Bo miłość rodem z telenoweli nie jest łatwa. Niesieza sobą trudne wybory, okrutne decyzje i ciężkie chwile. Naprawdę wytrwacie?Naprawdę chcecie?