środa, 24 lipca 2013

Jak się ma za dużo czasu

Pozazdrościłam Lasub lecza. W sumie to znalazłam cukinię w ogrodzie, więc leczo było naturalną koleją rzeczy. Wczoraj skończyłam wielkie zlecenie, to pomyślałam, że mam czas pichcić. Ale... Tata lecza nie lubi, kotlety takie passe (jak to mawiał pewien pan dr, oczywiście nie w nawiązaniu do kotletów, a resocjalizacji), więc wymyśliłam... łazanki. Na szczęście moje dziecko okazało dobrą wolę i przy małej pomocy czytającego Dziadzia pozwoliło mi to wszystko pokroić i ugotować. Zjeść już nie zdążyłam, bo ona będzie aaaa. No i tak to aaaa jej wyszło, że nie wyszło i po półtorej godziny prób skapitulowałam. Tak więc mam górę niepomytych garów. Zaczynam kochać pomysł zmywarki. Nawiasem mówiąc już ją mamy, tylko trzeba by kuchnię do niej też mieć.
W każdym razie idę konsumować, a potem zmywać. Ciekawe, czy dziecię okaże się równie łaskawe. Jak nie, gary czekają na powrót Osobistego, który przejmie Córę, a ja sobie na spokojnie pozmywam.

A w ogóle to zapomniałam napisać: za TYDZIEŃ o tej porze będziemy już odliczać godziny do odjazdu nad morze :)):):)

4 komentarze:

  1. O, łazanki;) Wieki już ich nie jadłam;) A dziś teściowa zrobiła zupę- krem z cukini- pychota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łazanek osobiście nie lubię, a roboty z nimi masa...

      Usuń
  2. no co, za długo mama była w kuchni i potem trzeba było zająć jej czas:)

    OdpowiedzUsuń