Wczoraj uświadomiłam sobie, że jeszcze tylko miesiąc dzieli nas od byczenia się na plaży. Staram się nie ekscytować, bo jak dalej się będę czuła, jak się czuję, to nie pojedziemy, bo nie dam rady. I nic nie pomoże moje chcenie.
Poza tym... Nic nowego. Brzuszek rośnie, Dzidzia kopie, już coraz mocniej. Czekam, aż Osobisty będzie mógł poczuć. W pierwszej ciąży to było dla niego niesamowite przeżycie. 17 wybieramy się na połówkowe, wszyscy. Mam nadzieję, że Córa choć trochę da tacie popatrzeć. A potem 25 wizyta i decyzja, co z hematologiem i co z wakacjami. Może mi się samopoczucie unormuje. Zresztą, ciężki czas mnie czeka, bo mama się do sanatorium wybiera i wszystko spadnie na mnie, na czele z żywieniem taty mojego, co łatwe nie jest, bo to nie, a tamto nie. Ale nie zamierzam się przejmować, nie zje, będzie głodny chodził. Dzidzia ważniejsza.
Jak mama wyjedzie do sanatorium to bedziesz miala przedsmak tego jak to jest z dwójka dzieci ;))
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za dobre wyniki i zeby wyjazd nad morze do skutku doszedł :)
Z moim ojcem to jak z bandą rozwydrzonych pięciolatków...
Usuńdlatego bardzo dobra taktykę objęłas Pani Pedagog ! Piatka z plusem ! ;) :*
UsuńOby wszystko było dobrze i wyjazd się udał- należy Wam się odpoczynek;)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo...
Usuń