wtorek, 29 października 2013

Indoktrynacja od najmłodszych lat

Depilator mam chyba od liceum, kawał czasu. Używałam sporadycznie, bo wiadomo, czas i tak dalej, głównie latem, ale i tak maszynka szybsza i częściej szła w obieg. W pierwszej ciąży bałam się bólu i nie używałam wcale. A teraz... Jak miałam niskie płytki krwi (nadal są niskie), przy każdym zacięciu lało się ze mnie strasznie. A zacięłam się zawsze. Więc wyjęłam depilator. Bolało na początku faktycznie, ale z każdym razem mniej. Jednak co ważniejsze, włoski w coraz mniejszej ilości odrastały, cieńsze i mniej widoczne. Teraz sobie w brodę pluję, bo jakbym zaczęła w liceum, to już byłoby po problemie.
A co do indoktrynacji... Córa przychodzi i też chce, żeby jej robić bzi. Podstawia rączkę, nogi. Normalnie zamiast biednemu dziecku wmawiać feministyczne poglądy, że natura itd, ja ją od malucha przyzwyczajam.

sobota, 26 października 2013

22

Z każdym miesiącem starsza, większa (w tym niewiele urosła), mądrzejsza i niestety coraz bardziej uparta. Jak czapkę ma ubrać babu, to babu i koniec, albo ryk, jak uśpić ma mama to mama, albo ryk. Bunt dwulatka w pełnej krasie. Przeczekujemy, uczymy się nowych słów, my znaczy rodzice, bo Córa pędzi, jak szalona przez słownik, czasem to są dwa, trzy nowe słowa dziennie, nawet w języku ludzkim.
Ostatnio:
- Co zjesz na śniadanko?
- Sel. (ser)
Zbierałam szczękę z podłogi. Dodatkowo pojawia się odmiana, już nie jest tylko mama, ale i mamo i mamy.
Co dla mnie jest niesamowite, dzieli się. Dzieli się słodyczami, da spróbować bułkę. I to nieproszona. Po prostu dostaje dwa cukierki, pudrowe są ukochane, to leci i jednego daje babci, albo upomina się o kolejnego, dla taty.

czwartek, 24 października 2013

Basen, zakupy i torba

Wczoraj Osobisty wcześniej z pracy wyszedł. I z tej okazji przedwczoraj, jak Córa już spała, zastanawialiśmy się, co zrobić i padła propozycja basenu. Pomarudziłam, że nie bardzo i w ogóle nie... Rano pytam Córy, co dziś robimy, a ta do mnie "cia", czyli kąpiemy się. No zmówili się, jak nic. No to co było zrobić, spakowałam nas i pojechaliśmy. Wcześniej na zakupy, Córa obłowiła się w buty na zimę i w pantofle. Niestety uchwytów do jej nowego niekapka nie znaleźliśmy, pozostaje mi internet.
Potem basen. Prawie półtorej godziny szaleliśmy, znaczy ja umiarkowanie, ale Osobisty z Córą się wyszaleli niesamowicie. Jakby tak kasa była na cotygodniowe wypady, to by pływać się migiem nauczyła. Jak na razie robi wszystko, żeby się wody napić, bo mniam mniam.
Poza tym mam już kupione wszystko do szpitala. Koszula do karmienia wyprana, gotowa, do porodu też. Osobisty każe mi się spakować, a ja mam taką ogromną niechęć przed tym, że szok. A bo po co już i tak dalej. A przecież w szafie mi przeszkadzać nie będzie, a jak znów się tak szybko zacznie, to nic nie zdążę wpakować. Chyba się więc zmuszę i spakuję.

Mamy "lewą" kasę na jakiś wspólny cel. 250 złotych, które nie wiemy, jak wykorzystać. Zastanawialiśmy się, czy nie odłożyć na poczet sprzętów domowych, znaczy płyty, pralki, lodówki, ale jakoś nie jesteśmy przekonani. Padła też mikrofalówka, ale miejsca na nią nie mamy tutaj. Jakieś propozycje? Nie chcemy przebimbać na kino, czy coś takiego, chcemy mieć, że tak powiem namacalną rzecz.

wtorek, 22 października 2013

Czytacze, połączcie siły :)

Proszę Was bardzo, jako pracownik, jako ktoś, kto kocha tą pracę i tych ludzi... Zagłosujcie na Kryształy Soli. Już niewiele czasu, ale w kupie siła :) jeden głos dziennie to niewiele, a możemy podbić miejsce.

Drodzy przyjaciele, oddajcie głos na Fundację im. Brata Alberta w plebiscycie „Kryształy Soli” (link poniżej)


Głosować można (z tego samego komputera) tylko raz dziennie do 30 października.

Jeszcze raz zachęcamy do głosowania na naszą Fundację i prosimy o przekazanie tej wiadomości waszym znajomym oraz bliskim. Liczymy na Wasze głosy.

Serdecznie pozdrawiamy!

Podopieczni oraz pracownicy Fundacji im. Brata Alberta

sobota, 19 października 2013

49 to nie przelewki

Wczoraj było jeszcze 50, dziś 49 dni do planowego porodu, a więc troszkę o mnie. A co.
Czuję się w miarę ok, więcej leżę, jak mogę, trochę boli na dole, jak na okres, macica się stawia parę razy na dzień. Ale zgagi brak nadal, nie puchnę, a to jest dla mnie ogromne ułatwienie w porównaniu z poprzednią ciążą.
Na wadze 78,9, czyli bronię się przed 80 twardo i mocno, a od początku przytyłam 13,9 kg. W ciąży z Córą na tym etapie miałam o 4 kg więcej. Wynika z tego jasno, że mój kręgosłup musi dźwigać aż o 8 kilogramów mniej, bo startowałam z 4 kg mniejszej wagi. Niestety nie prowadziłam pomiarów brzuszka, ale teraz mam 103 w pasie, ale nie wiem, ile miałam na początku. Z Córą 4 grudnia, jak jeszcze na porodówce mieli czas mnie mierzyć, miałam 123. Tym razem chyba nie dobiję.
Poza tym kopniaki, a raczej przesuwanie się boli coraz bardziej, zgina wpół i odbiera oddech.
Brzuch mam z przodu, wygląda, jak taka przyczepiona piłka i jak się odpowiednio ubiorę to nawet talię widać. Więc zadowolona jestem mocno z wyglądu.

czwartek, 17 października 2013

32 plus 5, czyli wieści ciążowej treści

Dotarłam dziś na zaległe USG. Wykonywała pani doktor, bo w jej gabinecie lepszy sprzęt. Dzidzia nadal płci nieokreślonej, choć pani dr wie, wisi sobie głową na dół, jak pan Bóg przykazał. Poza tym waży 2,5 kg, co wyprzedza wagę w tym tygodniu ciąży. O jakieś dwa tygodnie, czyli takie powinno być za dwa tygodnie. W ogóle dzidziuś jest większy o ponad dwa tygodnie, pomiary wskazują na 34 plus 6, a co za tym idzie termin porodu z USG przesunął się na 22 listopada. Jakoś blisko tego 21 ;) ciekawe, jak będzie naprawdę. Pani doktor powiedziała, że małe to ono nie jest. W sumie powinnam czuć się przerażona, a się cieszę, bo po pierwsze większe dzieci łatwiej się rodzi, a po drugie nie będzie taka kruszyna ;) Boję się tylko, że dojdzie do 4 kg i wtedy cc. A ja cc nie chcę, jak zarazy,. Wizja znieczulenia, potem leżenia, zastrzyków przeciwzakrzepowych i generalnie samego zabiegu mnie odstręcza.

poniedziałek, 14 października 2013

Podsumowanie

Podsumowując dzień dzisiejszy i po części poprzednie, mam:
- dziecko z podbitym okiem - potknęła się na klockach i zahaczyła o łóżko, rozwalając sobie górną powiekę;
- atak częstoskurczu za sobą - kładzenie się na podłodze z nogami do góry na szczęście pomaga;
- coraz częstsze skurcze przepowiadające, czyli brzuch mi się stawia parę razy dziennie utrudniając chodzenie, siedzenie i wszystko;
- kaszlącego kota, weterynarz rozkłada ręce, nie wiadomo, o co chodzi, leki pomagają na trzy dni, trawa pomaga bardziej, ale ->
- dodatkowe sprzątanie, bo kot wymiotuje trawą;
- męża nie mam, męża miewam, bo siedzi i robi nadgodziny, dziś pojechał po 5, wrócił na 19, jutro pojedzie znów tak rano i wróci, jak wróci... i jeszcze brama garażowa została do zamontowania... w międzyczasie;

ALE, ALE, żeby nie było tak negatywnie, to mam jeszcze Wiedźmę!! Tak, tak, mam całe 5 pięknych tomów Wiedźmy pani Olgi Gromyko na własność :):))))) Za całe 110 złociszy, co przy dodaniu informacji, że dwie drugie części są niedostępne i ludzie się nimi chwalą, że mają, bo ja 70 złotych, albo więcej nie dam, jest bezcenem.

piątek, 11 października 2013

Lekarzy dwóch i o "luksusie" mieszkanie w mieście

Zaliczyłam wczoraj dwóch lekarzy. I to kobietkę i faceta :P Dobra, koniec skojarzeń. Rano poszłam z Córą do lekarki, bo mi zaczęła chrypić. Dostała dwa syropki, które chętnie pije i inne psikadło nosowe i już jest o niebo lepiej.
Popołudniu miałam swoją wizytę. Szyjka długa, nic się nie skraca, nic nie mięknie, boli, no bo boli i już, rozciąga się, ale nic złego się nie dzieje.
Wizytę miałam na 18. Wyjechałam z domu o 16.40. Luziiiik.... Pod Makro byłam 17.20... Stresik... Osobisty mnie odebrał i jedziemy... Stój, właśnie, stoimy... Odcinek między Makro, a Prądnicką przejechaliśmy w bagatela 50 minut, tym samym spóźniając się na wizytę. A czemu? Ponieważ gdyż bo na drodze zamknięty jeden pas, stoją sobie paliki i... stoją sobie, bo nic się nie dzieje. Wszystkie alternatywne trasy zapchane. Zdiagnozowałam u siebie pogłębiające się uczulenie na biało czerwone paliki. I jakbym wczoraj dostała w ręce drogowca jakiegoś, to dokonałabym pokazowej egzekucji.

Jak już wracaliśmy, mówię do Osobistego, że nie rozumiem, jak ludzie mogą zachwalać mieszkanie w mieście.
- Bo nie doznałaś takiego luksusu.
- Tak, luksusu, bo śmierdzi i korki.
- I wszystko na miejscu.
- Tak, smród i korki też.

Przepraszam wszystkich miastowych, ale no... Remonty, zamknięte drogi to nie dla mnie. Wolę moje zadupie. Na którym robią dojazd i wyjazd z nowo budowanego marketu i też są paliki.

W efekcie na porządne usg muszę jechać za tydzień, bo pan doktor tylko szybko zbadał, czy wszystko ok, ale na pomiary brakło czasu. Ech...

środa, 9 października 2013

Żyję

Żyję. Z glutem do pasa, dusić mnie już przestało. Kręci mi się w głowie okazjonalnie. Do tego brzuch na dole boli, szczególnie, jak dziecko kopie, to mnie tam na dole kłuje. I nie wiem, czy pęcherz, czy szyjka. Jutro wizyta, a ja liczę dni do 16 listopada, kiedy skończy się 37 tydzień.
Córa zasmarkana. Ma taki katar, że ją dławi, ledwo zaśnie, przydławia ją i się budzi. Tak samo z jedzeniem i piciem. Płacze po nocach.
Kiedy mogę, odpoczywam, jak ona zasypia, ja też. Dlatego tu mnie nie ma. Walczymy tak od początku tamtego tygodnia. Nic nie pomaga, ale może jakoś się uda...

poniedziałek, 7 października 2013

Jakby ktoś coś...

Licznik twardo pokazuje, że wchodzą tu jakieś zabłąkane dusze. Zakładam, że część jest leniwa i na nowego bloga nie zajrzy, więc dla nich skrót:
Córa już nie taka mała, w święta skończy dwa latka. Domek się buduje, a ja... ja nadal kura domowa, gdyż ponieważ znów jestem w dwupaku. Tym razem termin, nie, nie w nowym roku, w okolicach Mikołaja. Kolejny prezent, kolejna niespodzianka.

środa, 2 października 2013

Co wkurza mnie u ciężarnych

Sama jestem ciężarówką, więc wiem, o czym piszę. U innych kobiet w stanie "błogosławionym" (bo ja osobiście ciąży tak nie postrzegam), wkurza mnie:
- chodzenia, jak kaczka od pierwszych tygodni ciąży - ja rozumiem, że pod koniec może się źle chodzić, bo tu boli, a tam strzyka, choć ja w pierwszej miałam oszczędzone takiego chodu i w tej też się na razie nie zanosi, ale litości, pod koniec, a nie, jak brzuch jeszcze w sferze marzeń;
- siadanie, jak w filmach, takie z oparciem się na rękach, potem siad, a brzuch zadarty, jak wyżej, choć i pod koniec ciąży nie jest to konieczne, a moim skromnym zdaniem niewykonalne, bo za dużo wysiłku kosztuje, w filmach panny tak siadają, żeby im sztuczny brzuch nie wypadł...;
- postawa roszczeniowa, owszem, można się źle czuć, ale po chlebek można sobie wyskoczyć i herbatkę zrobić, dla zdrowia choćby;
- a najbardziej mnie wkurza, a nawet bardziej, niż wkurza, ale się odchamiam, więc nie napiszę nic o wkurwie totalnym, jak panienki wywołują poród, bo one chcą już, teraz, natentychmiast. Wszelakie picie wywaru z liści mali, specjalne mycie okien, podłóg, seks pięć razy na dzień i inne cuda wianki działają mi na unerwienie straszliwie... Dziecko wyjdzie, jak będzie chciało. Może jestem niesprawiedliwa, ale sama przenosiłam prawie dwa tygodnie, z ogromną wagą, opuchlizną, że chleba ukroić nie mogłam, ale nosiłam, żeby dziecko było gotowe, a staranie się o przyspieszenie porodu jak tylko wybije 38 tydzień powoduje u mnie chęć walnięcia w głowę intęligętki...