czwartek, 31 stycznia 2013

Sposób na buntownika - czyli mamusine porady

Córa nie będzie się ubierać, na nocnik nie będzie siadać, jeść też nie będzie. O spaniu mogę pomarzyć. Wszystko jest na nie. Już drżę na bunt dwulatka.
Ale znalazłam na nią sposób. Przy ubieraniu przynoszę dwa komplety (wyjmowanie z szaf porzuciłam, bo już nie wyjmuje jednej rzeczy, a najchętniej wszystko) i pokazuję. Pytam, które dziś założy i póki nie zdecyduje, tak stoję. Nogi mi się coraz silniejsze robią. Dokładnie to samo jest z jedzeniem.
Gorzej jest z nocnikiem, ale trochę siłą, trochę przekupstwem, "Dam Ci tą zabawkę, jak zrobisz siku", działa. Bo siedzieć na nocniku to ona lubi, tylko rozbieranie i ubieranie jest be.
Zasypia, jak padnie, no nie ma innej rady, bo inaczej to by jej się głowa ukręciła, jak by protestowała.
Z kąpaniem jest najgorzej, bo jak już usiądzie w wannie, to jest super, jak widzi ręcznik, ona biegnie do łazienki, ale do wody nie wejdzie. Nie oparzyła się, nic się jej nie stało. Nie i już, bo tak. Wsadzam na siłę. Trochę się nasłucham protestów, ale cóż. Jak ktoś zna lepszy sposób, poproszę... Bo dziś dzień kąpania przypada, gdyż kąpiemy ją co dwa dni. A i jeszcze jak ją przekonać, żeby się położyła.

wtorek, 29 stycznia 2013

Faktury na becikowe

Wczoraj w radiu mówili o nieprawidłowościach w przyznawaniu becikowego od miasta Krakowa. W jednej kwestii chodziło o dochód netto, jego zdefiniowanie, w drugiej o wymóg przedstawienia faktur za rzeczy kupione dziecku za te pieniądze. Kwotę należy wydać w ciągu 12 miesięcy od urodzenia dziecka, na dziecko, a niewydane lub nieudokumentowane pieniądze należy oddać.
Wielu rodziców za pieniądze kupuje rzeczy od kogoś, używane, po niższej cenie. W związku z tym mogą kupić więcej. Czemu więc zmuszać ich do przedstawiania rachunków, skoro w en sposób kupią dużo mniej? Ja wiem, że można zarzucić, że te pieniądze nie muszą w ogóle trafić na dziecko. Ale czemu normalnie ludzie, chcący trochę oszczędzić i kupić ciut więcej mają cierpieć za kogoś, kto wyda tą kasę na wódkę na przykład?
Komentarz Osobistego: A ktoś może kupić rachunki...
No właśnie...

Pominę kwestię, że dodatkowe becikowe gminne jest niesprawiedliwe, bo nie wszystkie gminy dają. Pomijam, że ogólne becikowe może otwierać drogę do popisu patologii wszelakiej. Ale jak już dają, to niech pozwolą rodzicom wydać je, jak chcą.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

6 lat

Dziś kolejny rok za nami. Już sześć razem, nie zawsze jednomyślnie, ale zawsze jako jedno.

Wtedy czekolada, kino, delikatne, nieśmiałe, choć nie pierwsze złapanie się za rękę, pocałunki upajające jak wino, wyczekane...

Dziś planuję zrobić kolorowe galaretki. I może uda się nam znów obejrzeć Źródło. Może dziś je zrozumiemy...

Czego nam życzę? Wielokrotności szóstek, aż do pełnej rocznicy i kolejnej pełnej...

niedziela, 27 stycznia 2013

Szczęśliwa 13

Moje dziecię wczoraj skończyło 13 miesięcy. Nie nadążam za nią. tak szybko się rozwija. Pomijam, że wszystko jest "nie, nie, nie, nie". Tylko pole jest ok i da się ubrać bez marudzenia. Tylko na polu jakoś nogi bolą i dochodzi tylko do rogu domu i dość. Po domu biega jak szalona. Na szczęście meble omija.
Poza tym złośliwiec nam rośnie. Ciągle słyszę "tata, tata". Proszę ją, żeby powiedziała mama, to albo udaje szalenie zajętą, albo patrzy na mnie, uśmiecha się i... tata. Ręce opadają normalnie. Mama woła sporadycznie, jak się zagapi. Potem patrzy na mnie i co? Oczywiście. Tata.
Do każdego jedzenia musi dostać łyżeczkę. Nawet chleb je łyżeczką. Dopycha ręką, ale jak jej łyżeczki nie dam, to w najlepszym razie kręci głową. A w ogóle karmienie jej to prawi zmuszanie dla postronnych. Najpierw jest oczywiście nie, nie nie nie. Jak już uda mi się maźnąć jej buzię tym, co mam jej dać, to otwiera buzię, że ładować nie nadążam, nawet z jej pomocą wydatną. Bo takie dobre masz... No i przekonuje ją zdanie, że to chlebek, który tata kupił.
Właśnie przebił się jej siódmy ząbek, idzie ósmy. Ma 77 cm i 9.9 kg. Szczypiorek kochany.

środa, 23 stycznia 2013

Kardynał Józef Glemp...

Zmarł dziś, po długiej chorobie.

Czyńcie sprawiedliwość w miłości...

A jemu... Wieczne odpoczywanie, racz mu dać, Panie...

O dziadkach po ich święcie

Pewien post, a raczej zestaw postów u pewnej osoby skłonił mnie do przemyśleń.
Chciałabym, by Córa miała kontakt z obojgiem dziadków. Ja nie znałam jednego dziadka, jedną babcię ledwo pamiętam, drugiej wcale. Za to wspomnienia z Dziadkiem mam schowane głęboko w sercu.
A Córa... Moich rodziców ma na co dzień. Za moją mamą szaleje wręcz. Drudzy dziadkowie ... są. Tam, gdzieś, daleko, czasem przez telefon, nigdy do niej.
Babcia jeszcze się stara, dzwoni, pyta, chce przyjechać, ale... Dziadek nie chce, więc nie przyjeżdża. Dziadek oczywiście tęskni i tak dalej.
Między mną, a rodzicami Osobistego stosunki są... napięte, bo nie powiem, że poprawne. Ale to dziadkowie Córy i chcę, by miała z nimi kontakt. Chciałabym, by chcieli się z nią widzieć, by przyjechali do niej. By nie kończyło się na obietnicach. Chciałabym, by ich znała, by byli dla niej. Bo mówienie, że się tęskni bez czynów nic nie znaczy. Chciałabym, by zaproponowali, że się nią zajmą, że zostaną, że poświęcą jej czas.
Jak to wiele zależy od punktu widzenia... Ja mogę ich nie lubić, mogę się nie odzywać i mogę wyjaśnić Córze, dlaczego. Ale to jej dziadkowie, jedyni, jakich ma od strony taty. I to powinny być jej wspomnienia.
Chciałabym by była szczęśliwa. Chciałabym w końcu nie musieć się tłumaczyć, czemu na obietnicach się kończy. Chciałabym, by jak Osobisty mówi, że babcia dzwoni, nie szła na środek pokoju i nie pokazywała, że nie ma, myśląc o mojej mamie...

Facebookowo + edit o lodowcu

W końcu się doczekał. Mój blog dostał ode mnie fan page na FB :)

Jeśli ktoś ma ochotę na aktualizacje widoczne właśnie tam, zapraszam do polubienia:

Myśli i Myślątka na Facebooku

A w ogóle to mam epokę lodowcową za oknem, lodem mi po serduchu wieje i mam blue tuesday zamiast blue monday, więc no... ciężko jest i nic się nie chce i w ogóle dno.
Muszę się jakoś postawić do pionu, sama, bo normalnie nie idzie ze mną wytrzymać. Zmęczenie materiału mi się włączyło, ogólne zwątpienie i jakby ktoś chciał pocieszać, to proszę o nie, bo się wezmę i zwyczajnie rozryczę do telefonu. A ryczeć nie chcę, bo to zwyczajnie nie pomaga. Sprawdzałam, a jakże.
Tęsknię poza tym i nic nie pomaga wmawianie sobie, że jestem po... kręcona. No tak mam i już, że jak coś znika to tęsknię. Ale się pozbieram, jak za ostatnią razą* Może pośnupię Osobistemu w rękaw, ale przejdzie mi. Że obiecałam sobie, że nie będę płakać? Tak, ale w innej kwestii, tą muszę przeryczeć, sprawdzałam, tydzień podnoszenia wilgoci i jest prawie git.
Mam ochotę się udusić własnymi rękami za to całe rozmemłanie moje, ale jakoś mi nie idzie. Jak pacjent chce żyć, medycyna jest bezsilna. Poza tym na obiad zaplanowałam spaghetti to głupio byłoby po A nie zrobić, po B nie zjeść. Myśli samobójcze więc odłożyłam na półkę. Nie będę tego też robiła grabarzowi, bo naprawdę oblodziło niesamowicie wszystko. Co ma się chłop namęczyć nad łopatą...


* błędy ortograficzne zamierzone, bo tak i już. Bo taki mam humor i mi wolno.

niedziela, 20 stycznia 2013

Narty 2013 :)

Właśnie usiłuję sobie przypomnieć, kiedy ostatnio byłam na nartach. I wychodzi mi całkiem dawno, bo w 2011 roku, to pewne. Pewne jest też, że wtedy połamałam osłony na wiązaniach, wywijając bardzo artystycznego orła tuż przed końcowym hamowaniem. Próba dokopania się do tego w archiwum bloga się nie powiodła.

Trochę się martwiłam, jak sobie damy radę niewyspani, bo Córa ostatnio źle śpi, ale okazała litość i w noc przed obudziła się dopiero wpół do piątej, na piciu, zasnęła po 5 minutach. Ale kot nie zasnął. Chodził, miauczał, nawiedził kuwetę itd. W wyniku czego budzik nastawiony na 5.20 nie miał kogo budzić. Zebraliśmy się szybko i sprawnie i w drogę. O 7.20 odjechaliśmy z miejsca zbiórki, po 9 byliśmy pod stokiem. Biało, -7 na termometrze, ludzi niewiele, bajka.
Pierwszy zjazd próbująco - testujący, wolny i ostrożny. Głupio się wywalić zaraz na początku. Potem coraz lepiej. Drzewa z szadzią na centymetr, a nawet więcej, twardy stok, ale bardzo dobrze przygotowany, zero muld, zero lodu. Pięknie.
To może sobie zjedziemy czerwoną? Zbyłam Osobistego prychnięciem, zaproponowałam o tą, tam, pod wyciągiem Płaska się wydawała. Tia, do zakrętu, gdzie łączyła się z czerwoną wyżej proponowaną. Stanęłam sobie tak z boku i zaczęłam swoje No way, nie zjadę, nie ma mowy, tamta połowa fajniejsza, bo ją znam. Osobisty nie pierwszy raz ze mną na nartach, zapytał tylko, czy mam ochotę tuptać na górę. I pojechał. Najpierw kosiłam przez pół stoku, stanęłam i sobie pomyślałam, że przecież nie zostanę w połowie góry. Zjechałam. Zarąbiszczaście. A podgrzewane kanapy na wyciągu i osłona od wiatru to po prostu niesamowity komfort. Za drugim razem u góry czerwonego powiedziałam tylko W imię Ojca i Syna, na co Osobisty odpowiedział, że to jedna z tych rzeczy, które z ludzi robią katolika i pojechaliśmy. Szybciej, odważniej.
Prócz trasy biegowej, krótkich na Bani i orczyków zjechaliśmy wszystko, co było. Uważam to za swój sukces, bo poza Kotelnicę się bałam wyjechać. Nie zaliczyłam ani jednego upadku. Za to masę powietrza, pozytywnej energii i radości.
Prawie zostałam rozjechana przez może pięciolatka, który jeszcze dodatkowa chciał ze mnie szaszłyk zrobić. Dzieci na stoku są niesamowite.
Dziś bolą mnie nogi. Tak jakbym pół dnia w obcasach po długiej przerwie chodziła. Czyli tyle co nic, zważywszy, że szusowaliśmy 5 i pół godziny. Ostatni raz już nam się nie chciało zjechać.
Wiecie co jest najpiękniejsze w jeżdżeniu na nartach? Zdejmowanie butów ;) potem człowiek taki lekki się robi.



Wyjazd o 17, powrót do domu 19 z hakiem. Córa na nasz widok nie oszalała, czyli było jej dobrze. Ja wykonałam tylko dwa telefony, czyli też uważam, że zdałam.

piątek, 18 stycznia 2013

Wielkie szykowanie

     Powyjmowałam z szafy spodnie i kurtki narciarskie Osobistego i moje. Swoje dodatkowo przymierzyłam, bo Osobisty się śmieje, że może będą wyglądały jak worek i trzeba będzie nowe. Rychło wczas pomyślał, ale leżą dobrze. Wyjęłam też królika. Królik to czapka moja narciarska z futerka, z uszami królika i niebieską kokardką, o taki, choć mój jest ciut ciemniejszy
Przymierzyłam, rozśmieszyłam tym Córę i jej dałam. Spadł jej na oczy, ale się spodobał, bo robi kiziu miziu.
     Wytaszczyłam z szafy buty i zaraz idę zobaczyć, w jakim stanie są narty. Jutro wyjazd z domu około 6 rano. Powrót, a kto to wie. Karnet 6 godzinny, do 16, więc pewnie wrócimy koło 19, 20. Córa jeszcze będzie spała i możliwe, że już będzie spała. Na razie sobie z tym jakoś radzę. Zobaczymy, jak będzie jutro.
     Poza tym szykuje się pewien projekt, ale sama na razie wiem niewiele. Jak się czegoś dowiem i wypali, od razu dam Wam znać :)

środa, 16 stycznia 2013

Bob, zabieganie i ogólny spadek formy

Kiedy doszłam do momentu, że z dywanu ściągałam drugi dywan włosów, posiadając jedynie kota, a po schowaniu odkurzacza po chwili pojawiały się kępki włosów, zdecydowałam. Trzeba ściąć. Podobno włosy lecą po ciąży w czwartym miesiącu. Moje zapomniały i przypomniały sobie teraz. Leciały garściami. W związku z tym udałam się drugi raz w przeciągu miesiąca do fryzjera. Moja ukochana pani pooglądała, zapytała dokąd może i ... stworzyła boba. Po raz kolejny, tym razem z grzywką. Dawno klasycznej grzywki nie miałam, ale jestem zadowolona z efektu. Tylko nadal po założeniu kurtki wyciągam włosy spod niej. I po szyi jakoś wieje.
Pracy mam sporo. Dom, artykuły. Tak samo Osobisty. Doszło mu zajęcie i tak sobie siedzimy. Jedno przy jednej pracy, drugie przy swojej. Czasu dla siebie mamy tyle, co przed zaśnięciem. Na rozmowę, poprzez przysypianie, bo tak jesteśmy oboje zmęczeni. Jeszcze Córa ząbkuje, zaczyna wymuszać i trzeba sobie radzić, żeby na głowę nie wlazła. Ciężki mamy czas i z niedawnej euforii wpadłam znowu w jakieś otępienie. Ogólny spadek formy fizycznej mnie dopadł po chorobie, a jeszcze forma psychiczna siada. Jeszcze katar mam taki, że ledwo oddycham przez co wyjazd na narty jakoś mniej optymistycznie mnie nastraja. Ale może właśnie on pomoże. Tak dawno nie byliśmy nigdzie sami, tak całkiem, żeby odpocząć, naładować akumulatory.
Cieszę się na ten wyjazd. Sami, jak dawniej. I choć między nami dobrze, nawet bardzo, to potrzebuję takiego zupełnego oderwania się od tego co teraz, tu i pobycia razem, bez obowiązków i "muszę coś zrobić". Potrzebuję pobyć żoną, kobietą swojego faceta, pobyć wśród ludzi, dla których temat dzieci i budowy jest gdzieś na ostatnim miejscu. Powietrza też mi trzeba.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Zapisana

Piszę i się odpisać nie mogę. Zlecenie goni zlecenie, i to takie na 20 artykułów i parę dni. Ale... Stan na dzień 2.01.2013, od dnia 15.11.2013. Przy czym po drodze były Święta, gdzie nie pisałam nic. Prawie tydzień z głowy.
Tak więc nie narzekam, siedzę i piszę, bo już mam 290 złotych i 200 zamrożone. Mózg mi staje czasem sztorcem, ale daję radę. No i coraz częściej tak mi się udaje, że wieczory mam wolne ;)

piątek, 11 stycznia 2013

Nartki!!

Mama zgodę wyraziła, zapisani jesteśmy na następną sobotę.
Doczekać się nie mogę. Już nawet wyjęłam z szafy spodnie i kurtkę narciarską, czy aby się zmieszczę. Buahahaha, parę kilo plus temu się mieściłam, więc raczej tak, ale ekscytacja robi swoje ;)
I tak sobie myślę... W jakim stanie są nasze narty? Bo ostatnio to szusowaliśmy w 2011 jakoś w marcu chyba... Szmat czasu. Ale może jeszcze obędzie się bez ostrzenia. Trzeba iść je obejrzeć...
Nananana, nartki :) Panti, nie morduj.

czwartek, 10 stycznia 2013

Nartki?

Mimochodem, wychodząc do kotłowni, Osobisty powiedział, że może byśmy gdzieś wybyli, bo ma dość trasy dom-praca-dom. Proponuje mi randkę? - pomyślałam, a jego już nie było.
Miał na myśli wyjazd na narty, firmowy. Oczywiście bez Córy, mam nadzieję, że moja mama się nią zajmie, że da radę. Bo oczywiście jechać chcę. Mimo sponiewierania podczas ostatniego pobytu i połamania ochraniaczy na wiązaniach. Tylko....
Czy moja kondycja jest wystarczająca?
Czy dam radę?
I najważniejsze. Jak włożyć królika na obowiązkowy kask? Hm...
Nartki!!!

wtorek, 8 stycznia 2013

Zapraszam na torcika :)

Obiecałam się chwalić i słowa dotrzymuję :) Tort odsłona pierwsza, zrobione w czasie robienia, żeby mi nikt nie zarzucił, że nie ja. Potem i tak żałowałam, że nie zrobiłam bardziej częściowo, bo mi brat powiedział, że fajnie mieć kolegę, co torty robi. Przyjęłam jako wyraz największego uznania.





A teraz odsłona tuż przed wielką godziną:


Osobisty wykazał się nie lada refleksem i uchwycił jeden z piękniejszych momentów:


I najważniejsza osoba tego dnia



A zostało z niego tyle. Przy okazji wizja lokalna, jak wyglądał w środku.


Użyłam lukru plastycznego Pettinice, czerwonego, różowego i zielonego, pomieszałam też czerwony z różowym, by troszkę nasycić kolor niektórych różyczek. Pisałam białą czekoladą, poparzyłam palce i lekko mi ręka zjechała. Obiecuję się poprawić następnym razem.


Edit: świeczka wiruje i gra melodię Happy Birthday. I gra, i gra, i gra... Rozpadła mi się w dłoniach i nadal grała ;)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Kącik porad mamusinych - ubranka

A-normalna poprosiła o rady odnośnie maluchów. Nie bardzo wiem, o czym mogłabym pisać, więc wszelkie propozycje mile widziane, o ile ktoś jeszcze chce poczytać.
Dziś zacznę od czegoś, co mi zawsze sprawiało problem, a mianowicie ubranka. Zaznaczam przy tym, że to tylko moja opinia, wypraktykowana na moim dziecku.

Na sam początek wybrałam bodziaki i koszulki jak najbardziej rozpinane. Wszystkie ubrania w stylu położyć dziecko i zamotać szalenie ułatwiają sprawę. W szpitalu ubrali Córę w koszulkę i śpioszki, bez rozpinania w kroku i pokochałam je niesamowicie. Dla mnie łatwiej zapiąć dwa napy u góry, niż cały ich rząd między nóżkami. Do dziś wolę zdjąć coś, niż rozpinać i zapinać między nogami. Ubierać przez głowę też się nauczyłam szybko, więc problemu nie było.
Na początku rządziły śpioszki, pajace, rozpinane od góry do dołu, wiwat szybkość i poręczność, no i bodziaki, koszulki itp. Nic uciskającego. Nie używałam półśpiochów, spodenek czy rajstopek. Wychodząc z założenia, że dziecku ma być przede wszystkim wygodnie, zrezygnowałam z większości modnych rzeczy. Te ciuszki i tak wszystkie są piękne.
Czemu rezygnowałam z tych rzeczy? Bo mają gumki, które uciskają brzuszek i mogą wzmagać kolki. Dopiero stosunkowo niedawno Córa dostała rajstopki, bo jak spróbowałam jak była malutka, to skończyło się na płaczu i rozbieraniu na środku ulicy.
Sukienki miała jak jeszcze nie raczkowała i dopiero teraz, jak już chodzi.
Czapeczek po kąpieli nie używałam.
Buty dla maluszka? Nie. Używałam skarpetek, niech stopa się formuje, teraz też pomyka w skarpetach po domu, są takie fajne, podszywane antypoślizgowym i gumą, dostała dziś od Babci.
Na spacery wychodziła w kombinezonie, wszak zimowe dziecko, najfajniejsze są te rozpinane na zamek na obu nogach, albo na napy sięgające stopy jednej nogi. Warto wybrać też taki, który ma możliwość zakrycia rączek doszytymi niby rękawiczkami.

Tyle, co pamiętam, uwagi i sugestie mile widziane. Piszę z przeszłości, więc raczej nic nie zmienię, ale krytykę też przyjmę, wszak kiedyś Córa będzie miała rodzeństwo.

niedziela, 6 stycznia 2013

O katarze i odciągaczach

Miałam gruszkę. W sensie taką dla dziecka, na katar. I uważałam, że wystarcza. Do teraz. Wcześniej to nie były katary, to było coś. Wczoraj, kiedy na widok gruszki odbywał się dziki wrzask i tulenie i uciekanie, a z nosa zaczęła cieknąć krew, poddałam się. Został zakupiony aspirator, taki zwykły sopelek, nie żadne cuda do odkurzacza. Za pierwszym razem udało się ściągnąć o wiele więcej, niż przez cały dzień gruszką.
Niniejszym oświadczam, że gruszka jest fajna, jako zabawka. Aspirator został zaakceptowany, przynajmniej przeze mnie, bo Córze nadal się nie bardzo podoba. Ale jest skuteczny. Gruszce mówię nie. Aspiratorom tak.

piątek, 4 stycznia 2013

Miało być, a nie jest

Miala być notka urodzinowa, z tortem itd, a nie będzie bo:
- wczoraj miałam dwa ataki częstoskurczu, jedne półtorej godziny
- leczyłam go zimnymi okładami, więc:
- dziś mam zapalenie oskrzeli
- w nocy prawie nie spałam, bo
- Córa chora, kaszle, katar leje się ciurkiem, dusi się...
I jak na złość mam jednodniowe zlecenie. 3/10 napisane.

środa, 2 stycznia 2013

Czas na bilans

To nie był prosty rok, ale przyniósł wiele zmian.

+ cały rok z Córą, niesamowity, trudny, ale wiele dający;
+ powrót do wagi sprzed ciąży plus jeszcze trochę
+ przetrwanie tego roku z Osobistym, dziecko zmienia wszystko i naszą siłą jest to, że przebudowaliśmy życie, z korzyścią dla nas
+ dom stanął i mamy stan surowy otwarty plus jedne drzwi i kawałek podłogi na poddaszu
+ załapałam bakcyla pisaniowego i zaczęło to przynosić zyski
+ nauczyłam się zdobić pierniki i okładać tort masą cukrową, czego efekty zobaczycie niedługo, bo zamierzam się tortem chwalić ;)
+ mam królika


- przeszłam na urlop wychowawczy i straciłam własne źródło utrzymania
- wiele nerwów kosztowała cała budowa, i pieniędzy
- pewna znajomość ma status niewyjaśniony
- wariuje w domu

Plany, marzenia, postanowienia?

Chcę być szczęśliwa i tym szczęściem obdzielić ludzi wokół. I przede wszystkim chce, żeby dom był coraz szybciej wykańczany. Ciche marzenie? Wigilia u siebie.



p.s. Przeniosłam całe archiwum z Onetu. Owszem, nie jak chciałam, bo hurtowo i bez komentarzy, ale inna wersja trwa za długo.