sobota, 18 kwietnia 2009

Impreza na 120 osób

            Wczorajbyło Jajeczko firmowe. Jako, że my znów nie na swoim to poszłam z dziewczyną odnas z kulinarnego i z jeszcze jedną pomóc przy śniadaniu wielkanocnym. Bowiadomo, że obsada dwóch osób to mało. Osób do jedzenia było przewidziane 120,więc i tak uwijaliśmy się jak w ukropie. Na początku pomagali nam uczestnicywarsztatów, których pomoc polegała na przynoszeniu nie tego co trzeba, żebyśmymy musiały lecieć jeszcze raz. No ale chęci też się liczą, a talerze rozłożyćpomogli. Sprawdzić potem to już i tak mniej. Zostało tylko rozłożyć sałatki,jajka, pieczywo i pokroić z 20 blach ciasta. Na mszę nie zdążyłyśmy,poleciałyśmy tylko po uczestników pod koniec i dawaj do rozlewania żurku. I tusię zaczyna. Dramat pod tytułem „Jak podkopać autorytet instruktora i zrównaćgo z ziemią.” W roli głównej rodzice.

            Rozlewałyśmywe 4, ale to nie daje efektu, że wszyscy mają na raz. Szłam właśnie na jednąsalę, gdy chłopak, nazwijmy go Bożysław woła o dokładkę. Dość głośno woła, boon musi już. Odparłam, że jeszcze inni nie dostali, więc musi poczekać. Na towłączyła się mamunia innego, że mu żałujemy. Powtórzyłam to co wcześniej. Niepomogło, bo przecież idę obok to mu mogę przy okazji dolać, a nie żałować najedzeniu. No i dolać musiałam, bo się rozróba robiła. Potem się rozeszło oherbatę, bo brakło w jednym dzbanku i ja mam już teraz dolać, bo oni nie mają,żeby dolać sobie 5 filiżankę. Ciekawe co by zrobili, jakbym rzuciła talerzem zciastem na środek pomieszczenia, żeby po tą herbatę iść już teraz natychmiast.

            Ja jużpominę, że wszyscy się zachowywali jakby nie widzieli jedzenia i wszystkoznikało w trybie natychmiastowym. Jedna mamusia wciągnęła żurek, nałożyła sobiepełen talerz ciasta (większość była z masą), a potem jeszcze cały talerzsałatek ze śledziami. Zemdliło mnie. Do tego ciasta od rodziców trzeba układaćtak, żeby rodzice je widzieli, bo jak nie to skarżą, że my kradniemy.

            Goniłyśmyod 7 rano. Około 12 przyszli goście, a o 13 były puste stoły. Pozostało pomyć360 talerzy, 120 filiżanek, salaterki, talerze spod ciasta, miseczki i sztućce.O 14.40 usiadłyśmy.

            Naszły mnierefleksje po. Rodzice niszczą ogrom naszej pracy z uczestnikami i nie da się ztym nic zrobić. Trzeba się wręcz z nimi lepiej obchodzić i bardziej cackać.Refleksja dwa, już bardziej osobista. Jeżeli wesele, to kameralne, na 20 osóbmaks i to też bez własnego udziału w przygotowaniach. Niech ktoś zarobi.

14 komentarzy:

  1. łosz cholerka podziwiam - mnie by chyba ręce uschły:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie nogi wrosły do szyi, bo niżej już nie, a potem odpadły, bo potem jeszcze musiałam się przefatygować na ostatnią lekcję kursu. A że nie chciało mi się przebierać, bo nie miałam sił i czasu, więc nadal na obcasie

    OdpowiedzUsuń
  3. tylko współczuć :( znam takie obrazki ze swojego podwórka.... stoły ogołacają rodzice i dzieci w ciągu 2 do 3 minut. A kto się nie załapie, to trudno... i nie wolno rzucić żadnej uwagi ani komentarza, bo człowiek będzie na cenzurowanym i poleci na dywanik u dyrekcji. niestety :((

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba zmora każdej placówki typu opiekuńczego czy wychowawczego czy pokrewnej

    OdpowiedzUsuń
  5. to ja nie chce wiedzieć jak Twoje nogi po takim dniu wyglądały, ale ulgę poczułaś zapewne nieziemską:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja kiedyś w technikum z koleżanką obsługiwałam emerytowanych nauczycieli ok 50 osób od 7 rano do 18 i stwierdziłam że nigdy kelnerką nie będę;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Normalnie wyglądały, stopy mnie tylko bolały. Ja często (zawsze?) chodzę w obcasach więc jestem przyzwyczajona. A jestem szczęśliwcem, któremu nogi nie puchną

    OdpowiedzUsuń
  8. Kelnerowanie to jeszcze, ale nie takie... To chyba różnica jednak jest

    OdpowiedzUsuń
  9. mnie zaczęły w czasie ciąży:/ ale mam nadzieję, że już nie będą:) co do obcasów - masz szczęście, ja chodzę tylko od święta:) choć teraz to się zmieni:)

    OdpowiedzUsuń
  10. ~nigu.blog.onet.pl20 kwietnia 2009 09:07

    Aniołku a nie wiesz, że tak jest że jak dają to do każdej kieszonki upchac gdyby zołądek juz nie przyjmował?:)

    OdpowiedzUsuń
  11. zapalka_na_zakrecie@op.pl20 kwietnia 2009 10:23

    woda sodowa im do glowy uderzyla jak zobaczyli, ze ktos ich obsluguje ... takie moje zdanie :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kieszeni nie sprawdzałam właśnie ze strachu, że to prawda

    OdpowiedzUsuń
  13. 36 year old Structural Engineer Aarika Hurn, hailing from Langley enjoys watching movies like Mystery of the 13th Guest and Cycling. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a G-Class. link

    OdpowiedzUsuń