poniedziałek, 3 czerwca 2013

3 lata

Niedawno było Boże Ciało. 3 czerwca 2010 też było Boże Ciało. I ten okropny telefon tuż po 17...
Dziadek był zawsze. Mieszkał u góry, miał psa, schodził na obiad lub mu się zanosiło. Chodził "pod las" do swojego składziku, kosił tam trawę, obierał jabłka, choć strach było patrzeć, jak po 80 wchodził po drabinie. Siadał na huśtawce, albo w altance. Zawsze był. O każdej porze dnia i nocy dziadek był. Dla mnie nie było rzeczywistości bez niego.
Odszedł w wieku 92 lat. Na dwa miesiące przed moim ślubem. Zapowiedzi wisiały na tablicy obok tej, co klepsydra. Stałam na pogrzebie, patrzyłam na nasz wieniec, do którego przyczepiliśmy zaproszenie i ryczałam, ryczałam, ryczałam. Na zwiędniętym wieńcu tylko to zaproszenie pozostało nietknięte. Rulonik szczęścia i łez jednocześnie. Jak on się cieszył na ten ślub... Jedyna wnuczka...
A przy wchodzeniu do kościoła na ślub widziałam trumnę. Jeszcze ten sam ksiądz nam udzielał ślubu, co prowadził pogrzeb.
Dziadek był zawsze. Był, jest, będzie...

4 komentarze:

  1. Bardzo Ci współczuję.
    Ale z drugiej strony podziwiam Twojego dziadka bo 92 lat to naprawdę piękny wiek.
    Ciężko znaleźć jakiekolwiek słowa pocieszenia w obliczu odejścia ukochanego członka naszej rodziny...

    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój Dziadek dożył wspaniałego wieku! Jednakże, dla nas, wnucząt, zawsze tych lat będzie za mało...

    OdpowiedzUsuń