czwartek, 14 lutego 2013

Informacje w Internecie zawarte - prawda, czy fałsz?

Przyszło mi pisać zlecenie o laptopach. Stały klient, piszemy razem z Osobistym, choć po takiej ilości już się znam więcej, niż mniej. Dlatego zaczynam sama, a potem razem czynimy korektę. I wczoraj zaczęłam pisać, ale informacji mi jednak brakło i użyłam wujka Google. Wpisałam, otwieram link, czytam... Hm.... Czytam dalej... jeszcze większe HMM....
Mój Komputer -> Dysk D -> TM -> notki.... No dobrze mi się zdawało, mój tekst. Zamknęłam, napisałam z głowy.
I tak sobie myślę. Ja staram się pisać prawdę. Jak na czymś się nie znam, nie mogę znaleźć, nie biorę zlecenia. Jak wiem, że Osobisty pomoże, pytam, co wie i się zgłaszam lub nie i tworzymy razem. Znaczy on mi mówi hasła, ja ubieram w całość. I jest to rzeczowe, prawdziwe i jako tako napisane. Ale... Zaczęłam się zastanawiać ile błąka się po sieci tekstów preclowych, napisanych byle jak, na ilość fraz w tekście, a nie na jakość. I zastanawiam się w związku z tym, ile informacji jest prawdziwych. Jak szukam czasem czegoś, to zdarza mi się spotkać dwa sprzeczne artykuły. Wtedy szukam, póki któraś wersja nie będzie miała dużej przewagi.
Tworząc teksty, które gdzieś potem sobie krążą, człowiek nabiera ogromnego dystansu do informacji. Nie wiem, czy to dobre, bo jak się zwątpi w każdą, to pozostaje zostać naukowcem i wymyślić swój porządek wszechrzeczy, albo uznać, że się nic nie wie i wiedzieć nie chce.

6 komentarzy:

  1. Nie musisz się zastanawiać - wystarczy wejść do pierwszego lepszego katalogu i zobaczyć to coś, czego nie da się nazwać tekstami, tylko zlepkiem nieskładnych zdań. A co może przekonać jeszcze bardziej o tym, że Internet jest zaśmiecony tekstami dla automatów? Zdziwienie zlecających po otrzymaniu dobrego tekstu. Nie piszę tego, żeby się chwalić, ale kiedy kolejny zleceniodawca był zdziwiony, że dostał ode mnie artykuł bez błędów ort., doszłam do wniosku, że coś jest nie tak. Styl każdy ma inny (chyba, że nie ma żadnego i pisze wszystko poprawnie jak wypracowanie w szkole - dobrze, ale bez iskry), ale naiwnie uważam, że kiedy ktoś deklaruje, że umie pisać, to faktycznie tak jest. I przykłada się, sprawdza dane, żeby nie pisać bzdur. A tu można bez cienia wstydu oddać stek pierdół i i uważać, że zapracowało się na wypłatę. O preclach nawet nie mówię, bo to inna bajka. Wydaje mi się, że nie umiałabym takowego napisać. Z drugiej strony, płacą 1zł/1000zzs, to niech im piszą "arcydzieła" godne tej stawki ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkałam się z ofertą pod tytułem powyżej złotówki nawet się nie zgłaszajcie... Zaskoczyłaś mnie tym zdziwieniem za brak błędów. Wydawało mi się to podstawą, od tego się zaczyna... No cóż. Takie czasy.

      Usuń
  2. Wybacz moją zjadliwość, ale cytując moją matematyczkę z liceum - ameryki to ty nie odkryłaś ;)
    Może to "wina" tego, że jednak sporo czasu spędzam na internecie i różne rzeczy czytam (czasami było mi to potrzebne na uczelnię, czasami z nudów, czasami z jakiejś jednorazowej potrzeby) i nie raz, nie dwa i nie dziesięć spotkałam się z wzajemnie wykluczającymi się artykułami dlatego ja do każdej informacji (nie tylko w internecie, bo w gazecie i tv tak samo) podchodzą z ogromną ostrożnością i nie ufam w 100% tylko dlatego, że jest to słowo pisane (w psychice ludzkiej jest zakodowane, że słowo pisane jest bardziej prawdziwe niż mówione, bo trudniej jest je "zmienić"). Jeśli to coś ważnego, to wcześniej dokładnie czytam różne artykuły żeby znaleźć jakąś średnią lub najlepszy i najbardziej wiarygodny z możliwych tekst.
    Niestety, ale obecne czasy uczą nas aby iść w ilość, a nie jakość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pisane nie do końca wierzę, a na pewno nie w pisane w Internecie. Sprawdzam, sprawdzam i sprawdzam. Ale wielu ludzi własnie wierzy i zastanawiam się, co z tego wynika...

      Usuń
  3. Mam tak samo, jak a- normalna: nie raz i nie dwa, buszując po internecie w poszukiwaniu czegoś konkretnego, albo tak po prostu, z nudów, natrafiłam na teksty, których nie dawało się czytać. Zlepek zdań, do tego często z błędami merytorycznymi, a zdarzało się, o zgrozo!- z ortograficznymi. Mało tego, zdarza mi się czasem czytać wiadomości na głownych portalach informacyjnych, które zawierają podobne błędy. To wszystko nauczyło mnie dystansu do tego, co znajduję w internecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie rzadko czytam treści uznawane za naukowe, Wiki unikam, jak ognia, bo tam dopiero czai się od przekłamań. Internet dla mnie kończy się na rozrywce. Ale czasem trzeba czegoś poszukać, dlatego pisząc zlecenia kopię, kopię i kopię, a czasem się nie dokopię i nie piszę na dany temat.

      Usuń