W niedzielę pierwsza wielka impreza Syna, a mianowicie Chrzest. Kościół zaklepany, znów msza tylko dla nas, sala zaklepana, alkohol na miejscu, tort zamówiony. Oczywiście u mojego ukochanego cukiernika, choć nie on ma robić, bo urlop ma i zrobi jego szef. I mi to deko nie pasuje, znaczy, ja wiem, że będzie świetnie i tak dalej, ale... to nie Cukiernik. Ja wiem, że Cukiernik się od niego uczył, ale, no wiecie :P Generalnie nie wiem, jaki będzie tort, bo zażyczyłam sobie surprajza. To chyba jednak pokazuje, jak bardzo facetom ufam, nie? Trzeba się jeszcze tylko na odbiór umówić. W piątek mam zamiar piec ciacha, a dziś idę do fryzjera.
Szatkę mam, świecę kupuje Chrzestny, ubranko jest, rożek chrzcielny jeszcze jako tako pasuje ;)
Czyli ogólnie mówiąc, jesteśmy gotowi :)))
OdpowiedzUsuńNie :P nasze ciuchy niegotowe :P
UsuńWidzę, że kultywujecie starą tradycję, że impreza procentowa ;)
OdpowiedzUsuńTak, długo nad tym mówiliśmy już przy pierwszych chrzcinach i doszliśmy do wniosku, że tak. Komunia już bez będzie
UsuńFajnie, że wszystko już przygotowane:)
OdpowiedzUsuńCiacha niegotowe :)
Usuń