Sąsiadkęspotkałam dziś. A prawie mnie ominęła przyjemność. Jeden krok mnie dzielił odwybawienia, ale się nie udało. Zapytała, czy idę z pracy. No z pracy szłam, tosię przyznałam. I się zaczęło. Po pierwsze czemu nie wybrałam sobie jakiegośprzedmiotu i nie zostałam nauczycielką. Pani sąsiadka nie wie o romansie zpolonistyką, bo staram się, by nie wiedziała nic, więc pytanie jakoby namiejscu było. Ale mnie zdenerwowało lekuchno, bo wiedziałam, jaki ciąg dalszybędzie. No i był. Bo jakoś nie przyjęła do wiadomości, że nie chciałam„przedmiotu” i nie chciałam być nauczycielką, a chciałam być pedagogiem. Żeprawie to samo? A wiecie, że prawie robi wielką różnicę? Tu też robi. Więcusłyszałam, że głupio zrobiłam, bo to trudna praca i się marnuję. Piła do mojejwcześniejszej pracy, w poprzedniej komórce organizacyjnej. Ogłosiłatriumfalnie, że dobrze, że stamtąd uciekłam. Z dziką satysfakcją patrzyłam najej minę, jak powiedziałam, że nie do końca uciekłam, bo praca ta sama, tylkogdzie indziej. Że nie stricte to samo nie musi wiedzieć, prawda? Ja jednaklubię być niedobra :P. Mina, wierzcie, bezcenna. To się przyczepiła dalej. ŻePrezes i pani z sąsiedniej Fundacji to zarabiają kokosy, a nas wykorzystują,więc powinnam się stamtąd zwolnić. Tia… A wspominałam, że kasa mniesatysfakcjonuje i nawet o takiej nie marzyłam? No jej nie wspomniałam, alepowiedziałam, że to chciałam robić i to kocham robić. Chyba ją zawiodłam. Jakżemi przykro.
Strasznienie lubię ludzi, którzy wiedzą co dla mnie dobre. Bo nie wiedzą co jest w mojejpracy, owszem, nie lekkiej, ale strasznie satysfakcjonującej, a „subtelnie idelikatnie” próbują mi zasugerować jej zmianę. A ja kocham co robię, nawet jakmam do opieczętowania sto pakietów dokumentów, które wcześniej muszę sprawdzićpod kątem całości. Nawet jak jest niebezpiecznie. Nawet jak ze zmęczenia niewiem jak się nazywam. To moja praca, wybrałam ją pięć lat temu i pokochałam. Areszcie nic do tego. Bo mogę to robić za darmo, za ziemniaki czy jakkolwiekinaczej i mam do tego prawo, bo to moje życie i moja praca.
Najważniejsze, że kochasz to co robisz i przynosi Ci to satysfakcje i radość a robisz to bo chcesz a nie musisz. Innym nic do tego! :-)
OdpowiedzUsuńale zaraz - co Ją to obchodzi?
OdpowiedzUsuń"...w życiu już słyszałam tyle mądrych rad, teraz po swojemu chce odkrywać świat..."
OdpowiedzUsuńAniele Twoje życie Twoja bajka nie innych
OdpowiedzUsuńProszę skontaktuj się ze mną pod nr gg 111 45 146. Mam Ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, a niestety nie potrafię przez Twojego bloga dotrzeć do jakiejś skrzynki pocztowej. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZawsze to powtarzałam i zadziwia mnie z jakim uporem nadal ludzie wmawiają mi co innego.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to nie ironia i nie znasz "życzliwych" sąsiadów
OdpowiedzUsuńRady to coś czego unikam. Zawsze idę własną drogą i nie przejmuję się zdaniem innych
OdpowiedzUsuńStąd taki a nie inny tytuł :)
OdpowiedzUsuńNapisałam na gg. A mail jest pod obrazkiem z parą, pod linkiem "napisz do mnie", ale chyba napiszę go gdzieś indziej też
OdpowiedzUsuńNiestety każdy z nas ma sąsiadów, którzy umieją ułożyć nam życie lepiej i ciekawiej. Najczęściej sami mają wrażenie, że właśnie je przegrali. Zadowolenie z pracy jest najważniejsze... wiem co mówię ;-)
OdpowiedzUsuńNie pomogłam jej z poczuciem przegrania życia :P chyba je nawet pogłębiłam :P
OdpowiedzUsuńJa to Ciebie podziwiam, że się w ogóle wdajesz w takie dyskusje z wścibską sąsiadką ...:-)))
OdpowiedzUsuńNie miałam jak odejść :P Altruistą nie jestem
OdpowiedzUsuń