Umówienie się na grilla z M z dobytkiem po raz drugi skończyło się grillem z piekarnika. Bo znów wiało lodem i pokapywało z nieba. No cóż, ważne, że dzieciaki się dogadały i afery nie było. Za to wybuch miłości na koniec.
Ale, ale... Ja znów mam swój kubeczek wielkości wiaderka ;)
Może innym razem grill się uda. Weekend majowy za pasem, będzie okazja :)
OdpowiedzUsuńAleż grill się udał :) pod dachem, ale się udał :)
Usuńno pogoda nie bardzo sprzyja grillowaniu na dworze, ale najważniejszy jest przecież efekt końcowy :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńOj, sezon grillowy dopiero się zaczyna, jeszcze się nagrillujecie;):)
OdpowiedzUsuńNa pewno, tylko śmieszne, że zawsze nam się pogoda psuje :)
Usuń