Obiecałam Joasi, że upiekę muffinki. I upiekłam z pomocą małych rączek w liczbie czterech. Z czekoladą były, pięknie wyrosły, tylko że nie wyszły, z formy nie wyszły. Premiera o 16, jest po 14, 50 minut drogi, katastrofa prawie po Kalinowemu. 14.15 poszłam do sklepu po jajka, bo wszystkie mi wyszły i upiekłam drugie.
- Mamo, one są mocno ciepłe - oświeciło mnie dziecko, kiedy parząc palce wyjmowałam owcę i muffiny z formy.
O 15 zapakowałam dzieciarnię w foteliki, muffiny i bukiet do bagażnika i ruszyłam do Kalwarii.
Spotkanie prowadziła Magda Majcher i był to strzał w dziesiątkę. Cudownie ciepła, zabawna, życzliwa osoba z milionem pytań, których nie miała zapisanych. Szacunek, u zawodowców się już nie zdarza. Dzięki temu spotkanie nie było przesłuchaniem, a spotkaniem przyjaciół, przy herbatce, kawce i ciachu. Łzy co prawda kręciły się w oczach, głównie, jak Magda czytała fragment o psie porzuconym, który czeka, czeka... I czeka... Bo musicie wiedzieć, że taki czekający pies zamieszkał na kartach książki i dzięki niemu Asia wraz z wydawcą zrobiła cudowną rzecz. Część dochodów ze sprzedaży książek zostanie przekazana na rzecz Krakowskiego Towarzystwa nad Zwierzętami. Przeczytajcie o psim spojrzeniu, w którym potem, gdy już ma własnego człowieka widać bezgraniczną miłość i dajcie szansę na lepsze życie kilku takim zwierzakom. To przecież tak niewiele, a ja obiecuję, że po tych kilku zdaniach rozdzierających serce będziecie płakać ze śmiechu. Wczoraj też było śmiesznie. Ale jak może być inaczej, jak rozmowa idzie od nawigacji, która zawsze źle prowadzi, przez bohaterów, którzy grają na nosie samej autorce, a kończąc na tańcu na rurze. JA chcę jeszcze raz! I wiem, że kolejny raz będzie.
Wracając do łez. Kolejny raz oczy mi zwilgotniały, jak przyjaciele Joasi wnieśli przepiękny tort. Druk na masie cukrowej i książka, jak żywa. Syn tylko dotknął i oburzony oznajmił:
- To się nie otwiera.
A poza tym to jestem gapa. Nawet się nie przedstawiłam Magdzie. Co prawda mamy wspólne zdjęcie (to znaczy panie z biblioteki mają), więc będę utrzymywać, że się znamy, ale uścisku dłoni nie było :P
A na koniec historia bukietu. Bukiet z mojego bagażnika miał w sobie nie tylko kwiaty, ale też kartki od dziewczyn rozsianych po Polsce, które przybyć nie mogły. Jedna karta nie doszła i był to wydruk z maila, który miał przywieźć Osobisty. A ten utknął w pracy na spotkaniu, dojechał pod sam koniec. Ja tylko wypadłam z biblioteki, dopadłam auta, zwinęłam kartkę w rulonik, włożyłam do wstążki i poszliśmy. Asia oczy miała, jak pięć złotych i ośmielę się stwierdzić, że ją zaskoczyłam i że się podobało. Tylko co my wymyślimy na trzecią część? Hm...
Siadam do swojej książki. Tą na szczęście da się otworzyć ;)
Wspaniale byc tak tuz obok a w sumie dokladnie w srodku :)
OdpowiedzUsuńCudowne uczucie :)
Usuńmoże na trzecią uda sie powtorka z Kalinowa? Kto wie :) Super że kartki doszły i poszły w odpowiedznie ręce, a z bukietem wyladowały u Asi :)
OdpowiedzUsuńAle to już nie tam :P na trzecią jedziemy do SPA :P nie w Kamionkach
UsuńAngel nie do Spa, a uprawiać Bazylie do ogrodniczego.
UsuńJak ja wam zazdroszczę tego spotkania. Musiało być cudownie.
Angel nie do Spa, a uprawiać Bazylie do ogrodniczego.
UsuńJak ja wam zazdroszczę tego spotkania. Musiało być cudownie.
Może łatwiej będzie znaleźć :P
UsuńAsia się popłakała, szegolnie, jak wzięla do ręki ten wydrukowany rulonik. Niby nie bylo wszyskich, a ja czułam kazdą z Was przy sobie :)
OdpowiedzUsuńTo ja się przyznam, że jak wnieśli tort to dzwoniłam do Osobistego: Gdzie jesteś, bo Asia już ryczy, to poryczy się na raz :P ale był 10 km za daleko :)
Usuńja też się poryczałam czytając;)
OdpowiedzUsuńKasiu kochana jesteś!
Na trzecią część koniecznie do Kamionek, teraz Asia musi zdradzić w końcu ten adres, bo to tej pory utrzymywała że Kamionki nie istnieją, ale to przecież nie możliwe, my chcemy w końcu poznać Kalinę, zażyć kąpieli w bazylii, tfu w mleku kozim, spróbować pierogów Nadziei, pogłaskać Młynka i po współczuć trochę Markowi!
:) no i jest relacja :) tort świetny wyszedł i całe spotkanie po relacji wnioskuję że też;)a ja czytam teraz z wypiekami na twarzy:.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTen tort jest wyczesany we frędzelek!
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja, aż mi dupkę ściska, że mnie tam nie było! Ale przy czytaniu poczułam się jakbym siedziała tam z Wami :)))
Na trzecią musisz dotrzeć :)
Usuń