Wczoraj gdzieś między 40 metrem, a końcem żywopłotu do wyplewienia przypomniałam sobie tekst o klawym życiu cesarza i zmieniło mi się od razu na pisarza. Bo musicie wiedzieć, że strasznie nie lubię tego żywopłotu, który plewiłam już w tym roku razy pięć i nie był to zapewne raz ostatni. Się chce, się musi...
Ale do rzeczy. Pisarz to ma klawe życie. Naprawdę. Wstaje, gdy chce, by usiąść i czekać, aż wena na niego spłynie. Jak już cudowna pani przyjdzie, to się pisze, pisze i pisze, pod wpływem natchnienia jakiegoś wielkiego powstają nowe strony, dziesiątki stron tekstu. Oczywiście wysokich lotów, wszystko dopracowane. Kawka podana pod nos nie przerywa procesu twórczego. Jest, napisane. Teraz do wydawcy, który czerwony dywan rozściela i od razu wydawać chce, więc w miesiąc, no, góra dwa książeczka pachnie nowością na półkach, przynosząc autorowi niebotyczne zyski. On w tym czasie, oczywiście przy pomocy weny, pisze kolejne arcydzieła, spotyka się z zachwyconymi czytelnikami, bo w ofertach spotkań autorskich wybierać może. Ci nie godni, ci za daleko, a tu za mało kawy oferują. Pan i władca.
Pisarz to ma klawe życie...
Tylko czemu ja wstaję rano zawsze za wcześnie, ogarniam dwójkę moich szkrabów kochanych, przedszkole, pranie, prasowanie, sprzątanie i ten nieszczęsny żywopłot, że nie wspomnę o warzywach i kwiatach i kocie, co to się dopomina o pieszczoty zawsze wtedy, gdy się spieszę? No i mąż jest jeszcze. Mąż mój osobisty. Tia, tylko Osobisty wyjeżdża czasem na krócej lub dłużej, częściej lub rzadziej. Ostatnio nie było go 15 i 16, potem 24 i 25, a teraz nie ma go od poniedziałku. I co? W piecu napalić sobie trzeba było, węgla nanieść, bo inaczej zimna kąpiel czekała. No i jeździć musi, żebym ja mogła siedzieć w domku, dziećmi się zajmować i żebyśmy z głodu nie pomarli.
A gdzie czas na pisanie? No jak to gdzie? Od 6 rano, kiedy jeszcze jakieś siły są i dzieciaki nie zaglądają przez ramię wołając o picie, jedzenie, siku i inne.
Czemu ja siadam i grzebię, przeszukuję internet, żeby głupot nie pisać, bo jakoś wena wiedzy przeze mnie nieposiadanej wcisnąć sama do głowy nie chce? Czemu biegam po komisariacie, by być wiarygodną? Szukam konsultantów i znowu grzebię za informacjami i dopiero siadam i piszę. I czasem się nic nie składa, nic nie wychodzi, a zdania toporne. I poprawiać trzeba.
No czemu ja nie mam klawego życia?
Wiem. Pewnie dlatego, że nie ośmielę się napisać o sobie "pisarz". Coś tam umiem, ciągle się uczę, czerpię inspiracje, doskonalę warsztat. Nie jestem pisarzem, choć napisałam z Markiem wspólną powieść, teraz piszę drugą. Jestem współautorką, twórcą tekstu. A pisarz? Może kiedyś, w przyszłości. I może wtedy będę mieć klawe życie ;)
Myślę, że masz rację, ponieważ taki King na przykład to chyba tak ma jak w Twoim opisie, ma wenę i pisze, informacje zbiera dla niego ktoś inny, wydawnictwa rozkładają czerwone dywany, a na spotkaniach autorskich tłumy - więc chyba wszystko przed Tobą, zwłaszcza, że sporo młodsza jesteś więc masz czas :)
OdpowiedzUsuńAle King to już pisarz :) no... i te tłumaczenia, ach, rozmarzyłam się :)
UsuńA i informacje jednak zbiera, a nie czeka na napływ do głowy ;)
UsuńHmmm, morze tez powinnam napisac ksiazkr i zostac pisarzem.... ;)
OdpowiedzUsuńTe wszystkie dodoatkowe atrakcje posiadam- co prawda do przedszkola nie musze ale do szkoly dowozic, nosow nie wycieram ale innych atrakcji mam tez duzo.
A swoja droga wiecie juz cos?? Odezwaly sie wydawnictwa??
Jedno wstępnie zainteresowane, jedno na nie, reszta milczy :)
Usuńsorrry kurcze MOZE- a nie morze...wstyd :(
Usuń;) wybaczam :) telefon?
UsuńPrzypomniala mi sie anegdotka o jakims poecie, ktorego jak dopadla wena to zpaisywal gdzie sie da swoje wiersze np. na serwetce w kawiarni. Raz go naszła gdy jechał powozem i tam na powozie zapisal, pozniej chodzil po miescie i szukal tego powozu ;p
OdpowiedzUsuńJakby nie patrzeć poeci mają łatwiej ;) Szczególnie w czasach smartfonów ;)
Usuńale ile potem wart był ten powóz...