Tak, dobrze czytacie, dziecko mną rządzi. Jeżeli dostanę pozwolenie, to robię, jeśli nie... No ale od początku. W środę spróbowałam Syna zostawić ciociom, ale płakał niemiłosiernie, że zgubił mamę, że on chce do mamy i gdzie jego mama. Ciocie się zlitowały, mama utuliła, poszedł w końcu, ale co chwilę do mnie wracał. W czwartek wzięłam się na sposób. Bo mieli festiwal piosenki, Córa chciała być pszczołą, a skrzydła zostały w aucie. Więc pytam ja tego mojego zbója, czy mogę iść po te skrzydła. "Możesz". Postałam chwilę, nie patrzył, poszłam. Chciałam, żeby jej zaniósł. "jestem zajęty" - usłyszałam. No to zaczęłam kuć żelazo, póki gorące. Zapytałam, czy mogę iść na zakupy i znów dostałam łaskawe pozwolenie. No to poszłam, zostawiając torebkę, żeby wiedział, że nie poszłam daleko ;) Taki trik wypraktykowany na moim bracie starszym młodszym. Problem był po godzinie, jak chcieli wyjść na plac zabaw, bo się tknąć nie dał. Ubrałam buty i on pójdzie z dziećmi. I ze mną. Mówię mu więc, że muszę siku. Zaproponował mi sikanie na polu, ale wyjaśniłam, czemu ten pomysł głupi jest z zasady. I obiecałam dogonić. Sikałam godzinę :P Znaczy siedziałam na schodach przedszkola, tak, że mnie nie widział i pisałam Świadka jasnowidza. W zeszycie, muszę teraz przepisać.
W piątek znów zapytałam, czy mogę na zakupy. "Możesz. Kup mi misie". Misie dlatego, że poprzedniego dnia dostał misie bezowe, takie, jak na odpuście, w nagrodę za ładne przedszkole. No i zniknęłam. Książkę sobie czytałam, siedząc w aucie pod placem zabaw przedszkolnym i czekając na telefon o założenie butów małej histerii mojej. Doczekałam się... Dziecka idącego z ciocią za rękę na plac zabaw. Jak tylko się zajął zabawą, odwinęłam auto i pojechałam gdzie indziej czytać ;) Szkoda, że dziś nie poszliśmy, w poniedziałek spodziewam się kolejnych przygód, ale może akurat już załapał, że przedszkole jest fajne. Bo w piątek cały szczęśliwy opowiadał, że ciocie pomagają i są fajne.
No, więc dziecko mną rządzi ;) Ale póki robi to, czego ja chcę, niech sobie rządzi ;)
Jutro szalony dzień nas czeka. Na 11 do Osobistego do pracy na Family Day, będzie grill, lody, hot-dogi, dmuchańce, karuzela, mały plac zabaw i mnóstwo konkursów. W tamtym roku wygrałam siłowanie się na rękę i chłopaki z pracy Osobistego nadal pamiętają ;) A potem szybkie zakupy i na dzień parafialny. Znowu się będzie działo ;)
No, to przed wami fajny dzień :))
OdpowiedzUsuńU nas też piknik rodzinny, mam nadzieję, że pogoda łaskawie zezwoli :)
Pogoda łaskawa była na szczęście
UsuńMy juz po pikniku rodzinnym...niestety bez dzieci- nie wiem kiedy nam wyrosly ;)
OdpowiedzUsuńMetoda przedszkolna dobra- czasami potrzeba dwoch dni, czasami dwoch tygodni- ale idziecie w dobrym kierunku- powodzenia!
Dzieci to rosną w międzyczasie ;) Jak nie patrzymy :)
UsuńU nas nawet to poszło.
Najważniejsze, ze "to" działa, i synio prawie bezboleśnie wsiąkł w życie przedszkola:)
OdpowiedzUsuńBo to ma działać :) jeszcze nie wsiąkł, ale nie ma wyboru
UsuńAklimatyzacja za Wami, a to już dużo :)
OdpowiedzUsuńSyn bez problemu da sobie radę, jestem pewna :)
Tak :) jak tylko zechce ;)
UsuńSpryciula z Ciebie ;)))
OdpowiedzUsuńTak trzeba z facetami ;)
Usuń