Wczoraj przeryczałam cały wieczór i pół dnia, jakby złączyć pochlipywania po kątach.
Dziś wstałam, bo co miałam zrobić? Nikt mi się dzieciarnią nie zajmie. Jest 9.30, a ja jeszcze nie ogarnięta. Tyle, że dzieciaki ubrane i mniej więcej nakarmione. Bo muszę to zrobić.
Rozpadłam się na milion kawałków.
Wyjechałam do Peru.
Kwiatki podleje Osobisty.
Znam takie dni. (przytulalam)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to nic poważnego i wszystko sie po wypłakaniu ułoży. Trzymaj się mała:*
OdpowiedzUsuńOj, kiepsko to brzmi kochana :( daj znac czy w porządku :*
OdpowiedzUsuńTrzymaj się! Czasem swoje trzeba przepłakać, żeby znów zaświeciło słońce.
OdpowiedzUsuńPrzytulam:*
A w Peru podobno zielono i pieknie ...
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno.
Dużo stresów nad jedną głową - muszą znaleźć sobie dróżkę do ulewania się.
OdpowiedzUsuń