Wczoraj byliśmy u pediatry. Syna znowu coś złapało, furkota mu i w ogóle. Dostał coś na odporność i receptę na pneumokoki. Generalnie nie szczepimy na te dodatkowe, ale to mu ma akurat pomóc, więc zaszczepimy, jak mu tylko przejdzie. Do rozwagi też przedszkole Córy, ale pani doktor nasza też uważa, że lepiej jej zrobiło, że taniec dla dzieci to w ogóle samo dobro, a jak teraz przerwiemy, to Syn swoje przedszkole też odchoruje, a tak to jak skończy teraz, to przedszkole przejdzie bez echa. Więc przedszkole zostaje, dodajemy pneumokoki. Zresztą, on jeszcze dodatkowo choruje, bo sezon wirusowy i ząbkowanie.
Córze przeszło zapalenie ucha. Na szczęście, bo uziemienie mnie irytowało już i nerwy już nie istniały, a cierpliwość to legenda była.
Dziś jedziemy do laryngologa dowiedzieć się, czy pędzlowanie działa. Pięknie pędzluje, daje sobie, chociaż tyle. No i dermatolog. Dopytam się o AZS Syna, bo wiadomość spadła na mnie, jak grom z jasnego nieba i skupiłam się ostatnio na tym, jak mu pomóc, a teraz mam milion pytań.
Ostatni weekend był jednym z najgorszych w życiu. Plasuje się obok tego, kiedy teść nas wywalił z domu tydzień po ślubie i się musieliśmy wynieść. W ten pokłóciliśmy się prawie o wszystko. O jego rodziców, o moich rodziców, o kasę, o dom, o dzieci... Koszmar. Jesteśmy na finiszu budowy, która kosztowała nas wiele sił i nie wyrabiamy oboje. Do tego w ostatni tydzień go nie było, zostałam z dzieciakami sama, Córa pokazała rogi, Syn też takie małe ADHD (jasne, że przesadzam, nie ma ADHD, jest po prostu ruchliwy i wszystkiego ciekawy, a do tego silny niesamowicie i charakterek ma, więc czasem gryzie, drapie, okłada, czym popadnie i wrzeszczy). W czwartek po jego powrocie prosiłam o przerwę, chodziło mi o cały weekend, on w sobotę pojechał na budowę i się zaczęło. Bo on źle mnie zrozumiał, ja nie doprecyzowałam i gotowe. Doszliśmy do porozumienia, ale ile nas to kosztowało, to nasze. Mam nadzieję, że to już się nigdy nie powtórzy.
Powoli nas pakuję. Wywozimy po parę pudeł, żeby było szybciej i nie zawalić się na jeden raz. Ile się nam gratów nazbierało... Na szczęście przy okazji próby mieszkanie u teściów na piętrze mamy parę rzeczy potrzebnych do kuchni, więc za dużo kasy nie będzie. Prezenty ślubne też się przydadzą. A więc mamy już robota kuchennego, chochle i te inne przybory, noże, parę garnków i patelnie. Dokupiliśmy sobie deskę do krojenia, środki czystości, pojemniki na żywność, dziś Oosobisty zamówił czajnik. Powoli, powoli. Mamy nowy dead line. Koniec października, by wygłosić tu śmieci i zgłosić tam. Żeby nie płacić podwójnie. Musi się udać. O ile kupi złączki do ogrzewania, bo nigdzie nie ma... Obłęd.
Rozważamy sprzedaż samochodu i jego wymianę. Auto Osobistego na jakieś małe, trzydrzwiowe, typowo miejskie, tanie w utrzymaniu, żeby miał na dojazdy do pracy. Zamiast mojego Lwika natomiast padł pomysł Zafiry i długo się nad nim zastanawialiśmy, ale potem doszliśmy do wniosku, że takiego wielkiego to my jednak nie potrzebujemy. Stanie pewnie na jakimś dużym, ale nie ogromnym. Bo jednak czasem gdzieś byśmy chcieli pojechać dalej, a jest nas czwórka, w tym dwójka w fotelikach :P Potrzebujemy przestrzeni bagażowej. Wiadomo, dwie kobietki.
Uświadomiłam sobie ostatnio, że miałam zapytać kardiologa o moje latanie samolotem, ale mnie tak wkurzyła, że zapomniałam. Czas iść prywatnie.
No oto nerwów dużo zjadłas ostatnio, a co do auta to polecam citroena xsare picasso albo c4 picasso, nie są takie ogromne, ale rodzinne i mają dużo schowków i przestrzeni bagażowej :) i fajnie się jedzie bo wysoko się siedzi :)
OdpowiedzUsuńSamochody francuskie się kocha, albo się nimi nie jeździ. Moja miłość się skończyła :P
Usuńojej...trza było zadzwonić...ja ostatnio próbuje ogarnąć siebie i dzieciaki i choroby i powrot B. do pracy i siebie ...i dzieciaki..i dzieciaki i siebie ...hm...chyba juz pisalam :P .i nie mam kiedy zadzwonic...ale jak dzwonia do mnie to mam czas :********** nasza toyota pod koniec tygodnia ma dotrzec to sobie mozecie poogladac - moze dotrzemy jakos niedługo do was albo wy do nas ? :) A fordzik K jest fajny - ja naprawde polecam na dojazdy i do miasta - nam sie sprawdza bardzo. i zostaje z nami. ps. ciesze sie ze juz prawie u siebie - bede miec blizej z C. :)
OdpowiedzUsuńNasze auta to pieśń przyszłości :P
UsuńA ja dzwonię i dzwonię i jakoś nie odbierasz :P może dlatego, że nie mam czasu wziąć telefonu do ręki ;)
No to mam nadzieję, że koniec nerwów :)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie, boy były tylko rozładowywane, a nie kumulowane aż do wybuchu
UsuńNajważniejsze, że już po wszystkim. Nerwy potrafią nieraz dać człowiekowi w kość...
OdpowiedzUsuńCzy po wszystkim, to się okaże :) Ale oby
UsuńCzasami taka awantura świetnie oczyszcza atmosferę. A przeprowadzka, zmiana auta, wszystko na raz powoduje nerwy.
OdpowiedzUsuńBędzie lepiej! Tego życzę :)
To nie będzie na raz, ale myśli zaprząta
Usuń