Przyjechałdo mnie dziś brat z pudłami. Z łóżka mnie zerwał, ale to nic… A pudła mu byłypo to, że chciał prosić, żebym zrobiła bratankowi makietę mieszkania. Ściany,drzwi, okna, meble, wszystko słowem. Zgodziłam się. Szczególnie, że wczorajsiedziałam na komputerze i robiłam aranżację kuchni. Ale mam problem. Problemnie problem, zagwozdkę. Mam ogromną, ale to ogromną ochotę zrobić tą makietę nawzór naszego domu. Zrobić „nasz” parter. Ze wszystkim co tam ma być, co sobiewymyśliliśmy. Ale boję się, że mi się zrobi smutno, bo od takiej papierowejmakiety do efektu finalnego, w którym możemy My zamieszkać minie sporo czasu.Tylko to tak strasznie kusi…
Mam nadzieję że makieta się udała :)Pozdrawiam.ynga.blog.onet. pl
OdpowiedzUsuńJeszcze się nie zabrałam...
OdpowiedzUsuńOj to nie dobrze :P
OdpowiedzUsuńRobię sobie powoli, do środy mam czas, a że jestem na L4 to tego czasu mam sporo. A na razie mi kleju brakło..
OdpowiedzUsuńTeż czasem myślę o tym żeby sobie rozrysować i zaplanować własne "przyszłe" mieszkanie, ale muszę się powstrzymywać. Ciągle się boję, że marzenia o własnym kącie choć są coraz bliżej to mąką nagle prysnąć.
OdpowiedzUsuńMy mamy już plan wstępny, zresztą, w którymś z postów było do niego odwołanie.... A teraz już mam ściany całej makiety i sprawia mi to ogromną radość. Polecam. To takie urealnienie marzeń.
OdpowiedzUsuń