Każdym kawałkiem ciała czuję wiosnę. Ale nie, że śpiew ptaków, kwiatuszki i drące się koty obsikujące mi dom. Wczoraj po prostu poszłam kilka trawek wyrwać, a przekopałam obie rabatki kwiatowe i obskubałam prawie całą trawę przy kostce. Wyszły mi z tego pełne taczki ogrodowe. Cebulki mam na innej rabatce, więc nie boję się, że sobie gdzieś lilię dziabnę, czy tulipana, który jeszcze nie wychylił główki. Mój ogródek bardziej nadaje się w związku z tym do pokazania komukolwiek. Co prawda sporo pracy jeszcze przede mną, a na razie goła ziemia, ale przebiśniegi i krokusy robią, co mogą, ale mogą niewiele, bo zimno okrutnie.
A w poniedziałek słabo mi się zrobiło na fitnessie. Pierwsze godzina luzik, ale w połowie drugiej zaczęło mi się kręcić w głowie, mroczki przed oczami i ogólnie źle. Wyszłam, posiedziałam chwilę na dole, otrzeźwiło mnie powietrze i pojechałam do domu (ochrzan już za to zebrałam podwójny, więc możecie sobie darować.) Jak mnie Osobisty zobaczył, to myślałam, że sam padnie trupem. Przesadziłam, przyznaję.
A wczoraj znowu moja mama trafiła do szpitala. Jak ja ją mam przekonać do ablacji, to nie wiem, ale muszę.
Kurczę, zdrowia dla mamy! Ech, tak to jest w tym życiu...
OdpowiedzUsuńA i Ty się oszczędzaj, nie szalej tak na tym fitnessie.
Na razie namówiłam ją na posiadania telefonu "do szpitala" - będzie łatwiej.
UsuńStaram się, chyba przesilenie wiosenne mnie dopadło.