środa, 1 marca 2017

Czas przyspieszył, albo ja nie nadążam

Szalony mieliśmy tamten tydzień, ten nie mniej. Ale od początku, czyli od tamtego piątku, kiedy to najpierw byliśmy na koncercie szantowym dla dzieci, a potem szybko na Dzień Babci i Dziadka przełożony ze stycznia. Ja z obu wyszłam zachwycona, choć z szant bardziej ;) taka niedobra matka jestem, że dzieci mnie mniej zachwyciły, ale cóż, ich mam częściej. W ogóle to było prawdopodobne, że Osobisty nie doleci, bo mu odwołali lot z Amsterdamu, ale tak załatwili, że wrócił tylko pół godziny później i o 1 w nocy w piątek już był. Po imprezie odwiozłam moich rodziców, do domu i na fitness biegiem.
Sobota to tradycyjnie balet i tańce i siedzenie u babci, cieplutko, słonecznie, mój brat też przyjechał, sympatycznie było. Popołudniu dzieciaki pojechały do drugiej babci, czyli teściowej, która w dzień przedstawienia miała zabieg i nie mogła być, wręczyć prezent.
Niedziela była dla nas, głównie dzięki nieocenionemu Chrzestnemu Córy i mojej najlepszej Przyjaciółki, którzy zajęli się dzieciakami. Oni sobie pojechali do kościoła, a my na koncert szanty klasycznej. Mechanicy, jak zawsze cudowni, Ryczące Dwudziestki z Qńą, którzy mnie wzruszyli do łez i depresyjnie polecieli, a potem Stare Dzwony, przy których popłakałam się ze śmiechu. Poprzedniego dnia "Popłynęli koledzy" i niekoniecznie w rejs. Porębski, którego samego zostawili na finał, powinien im to zaśpiewać. Cudowne trzy godziny z Osobistym, jak dawniej. Ach, cudnie mi.
Dzieci akurat wychodziły na spacer, jak wróciliśmy, ale łaskawie pozwolili nam zjeść ;)
W poniedziałek Osobisty znów pojechał, tym razem autem. Popołudniu mieliśmy gości, przyjechała do nas przyjaciółka Córy z poprzedniego przedszkola. Dzieci się bawiły, a my z jej mamą gadałyśmy. Było naprawdę sympatycznie. Bardzo się cieszę, że ten kontakt uda się zachować, bo dziewczyny naprawdę się lubią. O 19 ledwo się mogły rozstać.
A wczoraj pojechałam do Krakowa po prezent pewien i... zostawiłam go na półce w H&M. Zorientowałam się pod przedszkolem dzieciaków. Zadzwoniłam, miły pan ochroniarz mi znalazł i odłożył na kasę. Przywiózł mi go popołudniowi goście.
Wczoraj też miało być w Gminie spotkanie o dofinansowanie odnawialnych źródeł energii, ale nie poszłam, bo wcześniej tam zadzwoniłam i powiedzieli mi, że do naszego zasobnika się nie podłączą, ostatecznie szeregowo, a nas takie rozwiązanie nie interesuje.
A dziś w końcu długo wyczekiwana premiera trzeciej części Kaliny. To na pewno będzie cudowne kilkadziesiąt minut, oby mi humor poprawiło, bo pogoda siadła i mój humor też.
Osobisty ma wrócić jutro, oby im droga poszła dobrze. Dzieciaki już o niego pytają.
W piątek po przedszkolu muszę jechać na przełożone balet i tańce, potem fitness, a w sobotę urodziny koleżanki z przedszkola. Jeszcze prezentu nie mamy.

Mijamy się ostatnio z Osobistym i źle mi z tym. Jego nie ma, albo jak jest to ja pędzę na fitness, bo mi karnet zaczyna przepadać. Na marzec chyba nie wykupię, albo na 4 wejścia, bo się nie wyrabiam. Napiszę Wam niedługo recenzję Pozorności, bo połknęłam, ale muszę mieć chwilę spokoju, a wczoraj zasnęłam prawie z dziećmi. Dobrze, że mi się Córa kazała wykąpać i przebrać w piżamę, bo bym padła w opakowaniu.

2 komentarze:

  1. Bywają i takie tygodnie :) Czasem jest spokojnie a czasem na wariackich papierach - musi być równowaga ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na "Kalinkę" nową to i ja czekałam :) I jest! :)

    OdpowiedzUsuń