Czas leci, jak szalony, dziś Syn kończy dwa tygodnie, a ja nie wiem, kiedy zleciało. Zdarzają się koszmarne noce, kiedy nosimy po dwie godziny, bo spać nie będzie i leżeć też nie będzie. A zdarzają się takie, jak dziś, że wstał o 24, potem o 4, a potem wszyscy spaliśmy do 9, z lekkim dokarmieniem o 7.
Córa przynosi bratu wszystko, co ma, nawet śrubokręty. Głaszcze, daje buziaki, zakłada czapeczkę.
A my... My sporo odpuściliśmy. Boli brzuszek, masujemy, trochę ponosimy, ale pozwalamy na chwilę samotności, pozwalamy zasnąć, nawet popłakać. Ja nie daję cyca na zawołanie, czekam, bo wiem, że się najada. Modyfikowanego nadal nie ma w domu i nie będzie przez czas najbliższy. Laktacja siedzi w głowie.
Osobisty jest cudownym tatą, nie ojcem, tatą, lepszego nie mogłam sobie wymarzyć.
Rano ogarnia pokój, ubiera Córę, ja robię śniadanie. Potem zajmujemy się wszystkim po trochu oboje. I nadal mamy czas dla siebie, na samotność.
Wieczorem on kąpie Córę, potem ją ubiera, puszcza bajkę, w tym czasie pomaga mi kąpać Syna. Ja go ubieram, karmię, Córa przy mnie leży i zasypia, albo dopiero po karmieniu kładę się przy niej.
Mamy jako taki plan dnia. Działa. Nie jest lekko, ale nie jest też tragicznie. Wszystko do dogadania i dostrojenia. Dziś akurat Osobistego nie ma, ale i tak sobie spokojnie radzę. Po Nowym Roku, jak wróci do pracy, nie będzie źle.
I dobrze, że jest tak dobrze:)
OdpowiedzUsuńPrzy trzecim to już w ogóle byłby pełen lajt ;)))
OdpowiedzUsuńsuper, ze w u was tak dobrze :)
OdpowiedzUsuńI niechaj już zostanie tak dobrze, jak jest;):)
OdpowiedzUsuńJak to mawiał mój teść - musisz wiedzieć, że masz noworodka w domu ;)
OdpowiedzUsuń