Wczoraj z okazji rocznicy świętowaliśmy. Głównie tym, że byliśmy razem, bo...
Zasłony były już bardzo zakurzone, Osobisty zdjął, zdjął też firankę, więc przy okazji umył okno. Założył nowe zasłony i firankę, zrobił Córze półki na książeczki, w efekcie czego czekało nas ogromne sprzątanie. Tak, kurzył w domu.
Na dokładkę popołudniu miałam wizytę u lekarza, więc też świętowanie raczej nie na miejscu. Za to dostałam pięknego hiacynta. A w drodze powrotnej wciągnęliśmy chipsy. Wróciliśmy późno, Córa szalała, bo dostała puzzle z Myszką Miki i nie chciała iść spać. W efekcie poszła spać z pudełkiem, ale już tak późno było, że tylko siusiu, paciorek i spać.
Przy czym my nigdy jakoś szczególnie nie świętujemy, pilnujemy, żeby było razem, a to się udało w 100%, więc jesteśmy zadowoleni.
Z wizyty:
Dzidziuś waży plus minus 3240 gram i absolutnie się jeszcze nie wybiera na ten świat. Pan doktor obstawia, że święta uda nam się spędzić w domu już w jednopaku. (Przypominam, że termin mam na 7 grudnia.) Przy czym pewności nie ma, bo może się zdarzyć, że to będzie już, teraz, natychmiast.
Najważniejsze, że świętujecie:):)
OdpowiedzUsuń