piątek, 3 grudnia 2010

Pierwsze zwiedzanie rowów

I stało się… Dziś wracając zpracy pociągnęło mnie na pobocze, bo asfalt był uszczerbiony… Skręt kierownicy,gaz, prawie prosto i… Obróciło mnie. Wylądowałam na drugiej drodze, bo była tamtaka odnoga. W poprzek. Cud się stał, że nikt nie jechał, bo skończyłoby siękarambolem. Zatrzymałam się na zaspie. Metr dalej i byłabym latała, bozaczynała się skarpa. Z duszą na ramieniu wygrzebałam się stamtąd i pojechałamdalej. Na każdym zakręcie serce mi stawało. Wybrałam więc drogę, po której niejeżdżą samochody. Jak się ślizgać to bez niebezpieczeństwa, że krzywdę komuśzrobię.

            Wiem jedno…Zwiedzanie rowów mi się nie podoba. Nudne są. I gdzie ja mam saperkę?

6 komentarzy:

  1. Chyba razem z Marcinem będziesz musiała do mnie wpaść na naukę ślizgów :)))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie, nie, nie nie... On się ślizgał na letnich ;p ja mam choć zimówki :P Więc ja z nim do nauki nie staję :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykre uczucie. Też tak miałem w zeszłym roku. Nagle, bez żadego ostrzeżenia, na prostej drodze, samochód poszedł w bok. Jedno koło straciło przyczepność i zarsucio mną tak, że trzeba było wołać gościa z traktorem. A znajdź teraz w zimie traktor na chodzie, jak one wszystkie w stodoach stoją, ze spuszczonymi płynami ustrojowymi i godzina minie, zanim da się to-to uruchomić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli chrzest bojowy przeszłaś ;) Dobrze, ze skończyło się tylko na strachu i niczym więcej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba bym zadzwoniła po naszego busa do przewozu podopiecznych ;) Zawsze to szybciej, może by pomógł. Na szczęście nie musiałam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za takie chrzty... A w piątek mam jechać do Myślenic... Rozważam łańcuchy...

    OdpowiedzUsuń