Wczoraj przyjechały drzwi i futryny. Chodzę, gładzę je i wlepiam w nie gały, jak sroka w gnat. Nie sądziłam, że kilka kawałków drewna może tak uszczęśliwić człowieka.
A teraz minus. Drzwi stoją na środku salonu, przytwierdzone taśmą do filara, żeby się nie zwaliły. Miejsce się skurczyło i nie odzyskamy go, póki nie będzie schodów na górę i sufitów tamże. Wczoraj co prawda, z racji deszczu, popchnęliśmy robotę do przodu, bo zrobiliśmy profile w jednym pokoju (w mojej bibliotece!!! :):) ) i haki na korytarzu.
Strasznie się cieszę, ogromny krok do przodu :)
Niech prace postępują 😉
OdpowiedzUsuńOby :)
Usuńdrzwi to taki krok milowy, dzięki którym budowa zaczyna przypominac dom. My mieszkalismy 7 miesięcy bez drzwi wewnętrznych i pamiątem jaka to była mega zmiana jak je wstawilismy :)
OdpowiedzUsuńNam w listopadzie minie 3 lata, a mamy tylko w łazience drzwi
Usuńa tak swoją drogą, jak juz te drzwi zamontowalismy, to doszlismy do wniosku, ze tak naprawdę do niczego nie są nam potrzebne :)))
UsuńDzieciaki się dziwiły, że będą miały drzwi do pokoju ;)
UsuńI oby do przodu! :)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się zima na górze :)
UsuńTeż bym się cieszyła i w nie wgapiała :)))
OdpowiedzUsuńTeraz już mam fazę na "może by już wisiały". Babie nie dogodzi :P
Usuń