Było wesoło, było smutaśnie, będzie patetycznie.
Dziś było zakończenie roku przedszkolnego. I Syn, i Córa mieli swoje role, wierszyki do powiedzenia, a Córa dodatkowo miała dać pokaz, oczywiście z całą grupą uczęszczających na to dzieci, tańca nowoczesnego i baletu. Od wczoraj nie mówili o niczym innym.
Godzina 2 w nocy - Córa woła, że boli ją gardło, pokasłuje. Psikam.
Godzina 4 w nocy - Córa pokasłuje i wymiotuje
Godzina 6 rano - kolejna wymioty, samą śliną i powietrzem.
Spaliśmy do 8, kiedy to zadzwoniłam do przedszkola z informacją, jak jest i z obietnicą, że postaramy się przyjechać, jak nic jej nie będzie, albo zadzwonię, gdyby było gorzej. Do 13 leżała i nie jadła, prawie się nie podnosiła, tyle, by wypić, więc zaproponowałam, że może odpuścimy. W trzy minuty była gotowa i pełna energii. Pojechaliśmy.
W przedszkolu weszła z dziećmi, ustawiła się, pani dyrektor przywitała rodziców i dzieci, miało się zacząć od pokazu tańców i... Córa zwymiotowała. Szybka akcja sprzątaniowa, zgarnęłam ją do łazienki i tłumaczę, że nie musi iść. A ona na to, że chyba jej nic nie jest i musi. Poszła. Blada, usta sine, a na nich uśmiech.
Zatańczyła tak, że łzy w oczach miałam i byłam pełna podziwu, jak dużo dały jej lekcje u pani Ani. Owszem, w przedszkolu też sporo się nauczyła, ale jednak widzę różnicę, które wprowadziła pani Ania. Odstaje od grupy, in plus odstaje, inna sprawa, że jest najstarsza. A na tańcu, gdy zatańczyła rock'and'roll, zupełnie innego, niż na turnieju, pękałam z dumy, bo ogarnęła i nie pomyliła. Szybkie przebranie w spódnicę granatową z baletowej i idzie mówić wierszyk. Tyle, że znów kaszle. Zgarnęłam ją w samą porę, bo ledwo doszła do toalety. Koniecznie chciałam ją zatrzymać, myłam buzię, kazałam wysmarkać nos, umyłam jej zęby palcem, bo szczoteczki brata (to akurat łazienka w sali grupy młodszej) nie chciała tknąć. Zapewniałam, że jestem dumna i zrobiła więcej, niż musiała, żeby posiedziała, odpoczęła. Przyznała mi rację, powiedziała, że nie pójdzie, a potem zaczęła słuchać.
- Mamusiu, po tym wierszyku jest snowflakes, a potem mówimy my.
- Tak, skarbie?
- Tak, ja chcę tam iść.
- Wiesz, że nie musisz.
- Wiem, jak się źle poczuję, przybiegnę do ciebie.
Pot leciał z niej ciurkiem, była trupio blada, ale zaśpiewała i powiedziała swoją kwestię. Potem ściągnęłam ją ze sceny, ale usiadła tylko obok, by patrzeć, jak im idzie. Po dyplom i nagrodę poszła sama. Pod ścianą oglądała wystawianą przez nas, rodziców, Rzepkę i była zachwycona. A potem zasnęła w ramionach Osobistego, budząc się tylko na wyjściu, by pomachać paniom.
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym, śpiewał Perfect. I jak na nią patrzyłam w domu, zmarnowaną, ledwo żywą, a jednak jaśniejącą, tak o niej myślałam. Dała radę tam, gdzie ja bym odpadła. Naprawdę, poddałabym się, bo przecież choroba i wszystko. A ona wyszła i choć widać było, ile ją to kosztuje, uśmiechała się i dalej robiła swoje. W domu powiedziałam jej, że była to najgłupsza pod słońcem rzecz, jaką zrobiła. I jestem z niej dumna, bo ja nie dałabym rady.
Nie wiem, czy rodzice uznali mnie za matkę wariatkę, która pcha chore dziecko na scenę. Bo prawdę zna niewiele osób, my dwie, Osobisty, kilkoro rodziców z obsady Rzepki i wychowawczyni. Na początku się tym martwiłam, a potem pomyślałam, że nie obchodzi mnie to. Spełniłam jej marzenie. Uczyła się tego, pracowała na swój sukces i nie zabrałam jej tego. Byłam, wspierałam. Nie chcę podciąć jej skrzydeł, choć boję się, że ten upór ją kiedyś zgubi. Ale jeśli będzie dalej tak walczyć o marzenia, zdobędzie wszystko.
Kocham ją i jestem z niej bardzo dumna.
Kapelusze z glow!!!!
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia!!
Wieczorem było lepiej, a rano, jak młody bóg ;)
UsuńPięknie ;) Z przyjemnością czytałam ten post :)
OdpowiedzUsuńJa byłam przerażona, tak szczerze mówiąc...
Usuńdzieci są niezwykłe :)
OdpowiedzUsuńGratulacje!
Dziękuję, choć ja byłam przerażona. I dumna.
UsuńŻeby tylko nie zaraziła innych dzieci jeśli to jakiś wirus...
OdpowiedzUsuńZ dziećmi w przedszkolu ok, jej przeszło do wieczora. Podejrzewam upał i zmęczenie.
UsuńBiedna dzielna dziewczynka.
OdpowiedzUsuńBrawo dla Córy!
Wybacz ale ja zareaguję ostro: rozumiem jak to było dla niej ważne ale serio - teraz tyle się mówi jacy rodzice są egoistyczni i wygodni posyłając ŚWIADOMIE chore dziecko do przedszkola/żłobka żeby zaraziło inne dzieci i właśnie to robisz z premedytacją i piszesz "nie obchodzi mnie to"?
OdpowiedzUsuńA wydaje mi się, że dano temu sama krytykowałaś rodziców przyprowadzających chore dzieci do placówki. Hipokryzja jak się patrzy.
I tak, czytam teraz że potem było dobrze ale wtedy skąd mogłaś wiedzieć czy to nie rota i potem połowa z osób na sali będzie w domach dzięki WAM też rzygać?