piątek, 28 maja 2010

Pierwsza pomoc po miesiącu czekania

            Mój dziadekjakoś tak pod koniec kwietnia miał atak serca. Przyjechała karetka, dałanitroglicerynę, kazała podawać „jakby co” i pojechała. „Jakby co” czyli ból wpiersi powtórzył się w zeszły czwartek, pomogły dwie nitro. Potem było wszystkow porządku, aż do wtorku, kiedy dziadek się wywrócił, dwa razy. W środę corazsłabszy wywrócił się znów, wszystko go bolało. No to po karetkę. Przyjechała pogodzinie, bo jechała z miejsca oddalonego o 60 km. Stwierdzili, żezapalenie płuc. Mój dziadek ma 92 lata. Zapalenie płuc byłoby… trudne dowyleczenia i niosące z sobą komplikacje. No to do szpitala. Jasne, ale takaretka nie wozi chorych, wezwali inną… Przyjechała bez własnego koca… Aledziadka wzięli. Pojechałam za nim, w szpitalu wykluczyli zapalenie płuc, za tookreślili, że to mocna niewydolność krążenia. Następnego dnia okazało się, żedziadek miał zawał. Ale nie w nocy, nie dzień wcześniej, a … miesiąc wcześniej.Wtedy, w kwietniu, jak przyjechała karetka. Cały miesiąc czekał na diagnozę ipomoc. Bo jest stary. A starych ludzi się nie ratuje.

            Teraz goratują… Rozpaczliwie… Nie mogę mówić więcej, nie dam rady...

2 komentarze:

  1. fafroszek8@amorki.pl29 maja 2010 09:13

    Wiem co czujesz. Z całego serca ci współczuję. Może gdyby dwa miesiące wcześniej lekarz widząc wynik usg mojej mamy odczytał wyrazy "naczyniak, meta" to może byłaby szansa, zapewne już by się leczyła. Ale nie mam nawet sił kogoś winić. Po prostu nie mam już sił na nic. Tak jak ona słabnę z dnia na dzień. Tak jak jej życie moje razem z nią się wypala... Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest coś nie do opisania, nawet trudno komentować....

    OdpowiedzUsuń