Co chwilęgdzieś skądś słyszę zdania w stylu: „Planujemy oświadczyny na ten a tentermin”, „Oświadczy mi się wtedy i wtedy.” Przy drugim zawsze i nieodmienniemam ochotę zapytać, czy on o tym wie. W zaręczynach nie widzę miejsca naplanowanie. Planować to można, a nawet trzeba ślub. Pytanie o chęć zostaniażoną nie może być zaplanowane w tym sensie, że wybranka o tym wie. Facet możesobie zaplanować okoliczności, dzień, jakąś kolację, ale po co ma jąinformować? Kojarzy mi się to tylko i wyłącznie z przymusem i z kierowaniemprzez kobietę. Bo jak nie będzie jak kobieta sobie zaplanuje to nie będziewcale. A co jak on na wybraną przez nią godzinę nie dotrze, czy powie o jednosłowo za mało, nie to, czy w ogóle jakąś inwencję własną włoży? Padnie „Nie”?Nie rozumiem. A potem panie wrzeszczą, że romantyzm umiera. A same go zabijająusiłując planować wszystko, nawet zaręczyny. A potem portale społecznościowemogą podziwiać pozowane fotki z nakładania pierścionka. No wielce romantyczne.Aż mnie mdli.
Nie, niezazdroszczę. Od 1 kwietnia jestem narzeczoną. I nie, to nie żart. Niespodziewałam się. Wcale. Prędzej bym się spodziewała odkrycia piramid w miejscumojego zamieszkania niż pytania. I to właśnie było piękne, a nie błysk fleszy ioklaski rodziny, zaplanowane. Jestem szczęśliwa. Nie przez fakt posiadaniapierścionka, nawiasem mówiąc pięknego, ale przez pewność, że chce ze mną być nazawsze. Pewność, której nikt nigdy nie podważy, a większej już być nie może.Tak, jestem szczęśliwa, choć nadal
jak mi prędko bije twoje serce”
Popieram w całości:-) u mnie też tak było:-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż zupełnie nie rozumiem tego planowani. Ale co kto lubi...My przez wiele tygodni rozmawialiśmy na ten temat - czy jesteśmy gotowi i czy damy radę zapewnić byt naszej przyszłej rodzinie. Stanęło na tym, że ukochany miał wybrać dzień i moment, bo jeszcze trochę obawiał się tego kroku. Czyli niby ustalone, ale nie znałam dnia i godziny. Nastawiałam się na miesiące oczekiwania, a tutaj zaskoczył mnie już po dwóch tygodniach ;)
OdpowiedzUsuńja "oświadczyny" rozumiem jako werbalne wyrażenie woli bycia z daną osobą jak najdłużej, tudzież zapytanie, czy ona pragnie tego samego... naturalne jest, że następuje to raczej spontanicznie i jest tylko takim potwierdzeniem czegoś, co dla obojga jest właściwie jasne bez zbędnych słów... ale czasem ona /lub on/ ma potrzebę odbycia pewnego rytuału i "oświadcza"... często towarzyszy temu imprezka, którą można zaplanować /chociaż też niekoniecznie/... i chyba tak bym rozumiał "planowanie oświadczyn" o którym piszesz...
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie planowanie... Dla mnie... dziwne, bo nie chcę nikogo obrażać i mocno nie na miejscu. Bo w pewien sposób wymuszone przez kobietę, skoro to wałkowaliście. Zaręczyny nie oznaczają ślubu, więc na co gotowi? Czemu podołać? nie rozumiem...
OdpowiedzUsuńZnowu w sedno. Przy czym imprezkę to może po zapytaniu wybranki i razem planowanie tejże imprezy, a nie bo tego dnia dasz mi pierścionek za tyle tysięcy
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńWidzisz, dla Ciebie zaręczyny to mogą być tylko pierścionek i kwiaty. Dla mnie zaręczyny to początek konkretnego planowania wspólnego życia. Jeśli ma się pracę i perspektywy, to można zrobić totalny spontan. Wystarczy tylko chcieć. U nas chęci dawno były, ale problem polegał na tym, że co z tego, że się zaręczymy jak nie mamy wsparcia finansowego. A co nam po takich zaręczynach, które nic nie zmieniają? Skoro jest pierścionek, to jest i data. A tutaj nie wiadomo za ile... Dlatego musieliśmy omówić czy damy we dwoje radę udźwignąć tylko na swoich barkach studia, ślub i potem małżeństwo.Owszem, można było to omówić dopiero po zaręczynach. Ale co jeśli odpowiedź będzie brzmiała: nie? Odwołać wszystko? A raczej (jak było w naszym przypadku) nie mówić rodzinie? Tak można bez końca czekać (znam taki przypadek).
OdpowiedzUsuńKażdy robi po swojemu, a data nie musi być od razu ustalana. Skoro zaręczyny bez daty nic nie znaczą, to po co się zaręczać? Można od razu zacząć planować. Odsyłam do wypowiedzi pkanalii, który świetnie wyraził sens zaręczyn jako zwerbalizowanie stanu, który trwa. To jest pewien etap, skoro sam w sobie nic nie znaczy, to należy go wykreślić. Pominę już koszty, bo jak się bardzo chce, to ślub zamyka się w kwocie 100 zł opłat skarbowych, a późniejsze utrzymanie się też jest zależne od chęci, bo pracę można podjąć każdą, jeśli tylko się chce.
OdpowiedzUsuńZapomniałam... Kwiatów nie dostałam i jakoś sobie nie krzywduję. A pierścionek jest tylko symbolem czegoś głębszego i też nie musi występować. Naleganie na pierścionek jest wyrazem niedojrzałości do podjęcia decyzji o byciu razem, bo nie o błyskotki w tym chodzi.
OdpowiedzUsuńPrzed omówieniem odpowiedź nie, a po już tak? To mi zalatuje pozwoleniem na oświadczenie się. Powiem tylko tylko tyle: "Biedaku uciekaj, bo nic dobrego cię tu nie czeka"
OdpowiedzUsuńOwszem, każdy robi po swojemu. Dla mnie właśnie data musi być ustalona (nie twierdzę, że zaraz następnego dnia ale w przeciągu tygodni lub kilku miesięcy, a nie lat albo w ogóle).Po prostu mamy inne spojrzenie na to i tyle ;)A co do pracy, to oczywiście, że można zdobyć. I dlatego udało mi się złapać fuchę (którą niestety straciłam, ale to było niezależne ode mnie), a narzeczony teraz też robi praktyki i zaraz po nich będzie szukał firmy już na stałą umowę. Tak więc nie jest tak, że siedzimy z założonymi rękami. Podjęliśmy decyzję, że chcemy i damy radę, więc teraz wcielamy to w życie.
OdpowiedzUsuńNie odnosiłam się konkretnie do Ciebie, że tylko kwiaty i pierścionek liczą się jako istotne dla zaręczyn. Dlatego dodałam "może" (miało to sugerować inne spojrzenie na ten temat i te dwie rzeczy podałam jako najbardziej popularne).Ja kwiatów też nie dostałam, a pierścionek poszliśmy wspólnie wybrać po tygodniu. Rodzicom po prostu zakomunikowaliśmy fakt, że się zaręczyliśmy i nie było żadnej imprezy rodzinnej. Jedynie kwiaty dla mojej mamy i wino dla taty. Ale prócz tego dzień był jak każdy inny. Więc same oświadczyny były spontanicznie ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie to nadal odwrócona kolejność...
OdpowiedzUsuńNie widzę spontaniczności w czymś, co zostało umówione, czyli zaplanowane, różnice definicyjne i to mocne. O pierścionku się nie wypowiem. Ja osobiście bym tak nie chciała. Zero romantyzmu i przekonanie, że on nie jest pewny tylko chce potwierdzenia ode mnie.
OdpowiedzUsuńWolna wola. Ja nie przekonam Ciebie, a Ty mnie, więc nie ma sensu dalej dyskutować.
OdpowiedzUsuńto jest tak, że człowiek rytualizuje wiele swoich zachowań... i nie ma w tym nic złego, bo te rytuały same w sobie bywają bardzo fajne... kłopot zaczyna się wtedy, gdy przekroczona jest granica, poza którą ważniejsza staje się sama rytualna czynność od treści w niej zawartej...
OdpowiedzUsuńNo symbol pozostaje symbolem, który jako rzecz może gdzieś się zapodziać, a wtedy tylko sens zostaje
OdpowiedzUsuńJa nie dostałam pierścionka zaręczynowego, bo 23 lata temu były ważniejsze wydatki i pilniejsze potrzeby, przyjęcia zaręczynowego tez nie było. I cóż z tego! :) Nic mi nie ubyło, a żoną jestem już ponad 22 lata. Nie ważne są gadżety, symbole tylko siła miłości, która potrafi wszystko znieść, wybaczyć, wspierać w trudnych chwilach i cieszyć się swoją codzienną obecnością. Miłość,która przechodzi przez różne fazy i etapy... ale zawsze jest! i wiem jedno, że dzisiaj, to nawet nie robilibyśmy żadnego wesela, tylko jakiś poczęstunek w restauracji. Krótko, zwięźle i na temat! i jeszcze jedno ogromnie się cieszę z Twoich zaręczyn i gratuluję :) przed Tobą kolejne drzwi do otworzenia.... a za nimi czeka Cię Aniele.... mmmm..... sama zobaczysz! pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNa razie czeka mnie masa przygotowań, bo jednak mały poczęstunek nie wchodzi w grę, ale o tym kiedy indziej ;)
OdpowiedzUsuń