Weterynarz nie był w stanie powiedzieć, czy ratować, czy uśpić. Bo może mieć raka w płucach, w nerkach. Zaproponował próbę. Zastrzyk z lekarstwem i podjęcie decyzji następnego dnia. Nic nie obiecywał. Wręcz mówił, że długo będzie wracała do zdrowia, jeżeli eksperyment się powiedzie. Zdecydowałam się spróbować jeszcze jeden dzień. Dzięki Skarbowi. To on mnie namówił. W Nim znalazłam siłę do przeżycia kolejnej nocy czuwając przy kocie.
Przyjechaliśmy do domu, zaczęłam żałować. Kot się dusił, ledwo chodził. Cały dzień spędził na słoneczku. Zaczął jeść, napił się. Promyk nadziei.
Dziś nie ten kot. Je, myje się, pije, oddycha prawie normalnie. Jest o niebo lepiej.
Skarbie, uratowałeś życie Bonnie. I mnie uratowałeś… Dziękuję, że jesteś.
Bonnie nie zostawi Cię samej coś mi mówi. Jej pewnie też jest ciężko, ale czuje Twoje wsparcie i to jej daje siłę do walki. Trzymajcie się Dziewczynki - będę trzymać kciuki za zdrówko Kici.
OdpowiedzUsuńOna już się czuje o niebo lepiej, już nawet wczoraj weterynarzowi pokazała co o nim myśli ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że jest lepiej ;-) Życzę dużo zdrowia dla Bonnie.
OdpowiedzUsuń