Kwarantanna dzień 0
Odebrałam Syna z przedszkola, Córa miała iść do koleżanki, więc pojechaliśmy do sklepu. Dziwnie się czułam z dwoma chlebami (zawsze mrożę), dwoma paczuszkami wędliny i czymś tam jeszcze w koszyku, gdy przede mną stali ludzie z kartonami makaronu i papieru toaletowego.
Kwarantanna dzień 1
Poszłam z dziećmi do biblioteki szkolnej i zostałam potraktowana trochę, jak przestępca, co chodzi po świecie z roznosicielami wirusa. A przecież, kurdę, jakbym pracowała, to oni mogliby jeszcze w tej szkole siedzieć. I wtedy legalnie, bez krzywych spojrzeń poszliby do tej biblioteki?
A potem poszłam do apteki i miałam takie samo wrażenie, jak dzień wcześniej z tą moją receptą na tabletki anty, kiedy ludzie przede mną ogołacali półki.
W domu mamy starte wszystkie kurze, umyte fronty szafek i nawet zamiotłam garaż. Zrobiłam też dwa prania. Z trzeciego zrezygnowałam, bo dwa pierwsze chciały polecieć na zwiad do sąsiada i ledwo je uratowałam przed tym lotem.
Kwarantanny dzień 2
Osobisty w domu testuje, czy jego firma może przejść na pracę zdalną, więc mogę wyjść bez dzieci, nikt na mnie nie będzie krzywo patrzył. Na zakupy, bo zapomniałam marmolady do pyz/pampuchów/klusek na parze, a bardzo mi się chciało, pojechałam rano, bo nie będzie kolejek. Głupia ja. No dobra, w mięsnym nie było kolejek, bo nie było mięsa.
W południe pojechałam jeszcze raz po podręczniki dla Córy, w końcu odebrałam brakujące opakowania tabletek, bo dopiero w południe rozpakowali dostawę.
Wyprałam wszystkie ręczniki. Przeczytałam pół książki, nie tknęłam żadnej z dwóch recenzji.
Dzieci siedzą przed komputerami. Trochę się uczą na darmowych stronach z matematyką i angielskim, sporo grają. Jak dobrze, że kupili te laptopy!
Zapraszam do kolejnych relacji :)
I od razu mówię, sprawę traktuję poważnie, choć już sama nie wiem, gdzie jest środek między paranoją, a zbyt luźnym podejściem. To wpisy raczej na rozluźnienie, głównie siebie, bo jednak się boję, ale trzymać się przy dzieciach trzeba.
Dobrze, że nie jestem złośliwa, bo tak, to bym tym wszystkim, co nakupowali fefnaście opakowań srajtaśmy, żeby im się szybko przydała. Ale dobrze, że złośliwa nie jestem.
OdpowiedzUsuńU nas jedna rolka. Ostatnia.
*"życzyła" się zjadło
UsuńZostaje Wam kołek. Byle nie osikowy
UsuńZamiast srajtaśmy gazeta - są odpowiednie do tego xD
UsuńDobrze, że w ten sposób nie można się zarazić ich głupotą
UsuńDobrze ze głupota nie jest w ten sposób zaraźlia
Usuńale chyba jednak jest
Usuńobydwoje z mężem pracujemy na pierwszą zmianę i naprawdę nie mamy kiedy zrobić zakupów niż tylko "szybko po pracy", więc nie mamy w domu mięsa ani..ziemniaków ;)))
OdpowiedzUsuńJa w końcu zapasy z zamrażalnika wyciągnę. Ziemniaków prawie nie jadamy. Damy radę
Usuń