Zasadniczo ta niedziela nie różniła się niczym od poprzednich, tyle, że nie byliśmy w kościele. Osobisty zrobił naleśniki, ja w końcu sok z mandarynek, które od początku nie bardzo chciały się obierać, więc tak leżały i leżały i przestały się obierać w ogóle. Dużą część dnia spędziliśmy na polu. Pół hektara działki daje spore możliwości, spotkaliśmy jedynie kota sąsiadów, który przyłazi do naszej kotki. Gorzej, bo ona prezentuje całą sobą postawę "zostańmy przyjaciółmi". A chcieliśmy mieć małe kotki... Na tarasie dało się siedzieć, bardzo przyjemnie grzało.
W końcu nas zmotywowało do zamontowania dzieciakom anteny w komputerze w ich pokoju. Dzięki temu mogą sobie wieczorem oglądać do 21, a my odzyskaliśmy swój telewizor.
Weekend sprawił, że złapałam dystans, zobaczymy, co będzie jutro. Osobisty zostaje w domu, ja też nigdzie nie jadę, bo tata odwołał wizytę u specjalisty. Do sklepu też na razie nie musimy się wybrać. Koło nas spokojnie, ale mieszkamy na takim zadupiu, że nic dziwnego, że nie widzimy jakiegoś wzmożonego ruchu.
Uważajcie na zdrówko :)
OdpowiedzUsuńStaramy się. Ty też
UsuńUważam uważam...
UsuńJa do sklepu raz na dwa, trzy dni wychodzę, a tak to w domu :
OdpowiedzUsuńmy nakupiliśmy sporo, jak baliśmy się tylko braku zapasów w sklepach, ale jednak chleba za dużo się kupić nie da, jak się ma mały zamrażalnik. Rozważam pieczenie chleba w domu.
Usuń