W naszym małżeństwie występuje ta trzecia. Choć czasem mam wrażenie, że to pierwsza, najważniejsza. Znam ją i nawet okresowo lubię i popieram. Gdzieś głęboko nawet częściej, niż tylko okresowo. Ma na imię Budowa. I to wkurwiające zdanie, że to dla nas. No ja wiem, że dla nas, ale czasem wolałabym, żeby Osobisty miał normalną żywą, dwunożną dupę. Bo taką to odstrzelić można, albo co, a budowa? Zostanie na zawsze i właśnie, jest dla nas. Tolerować muszę, choć mi czasem uszami wychodzi. Wiem, te zdradzone powiedzą mi, że oszalałam, że nie wiem, o czym mówię. No nie wiem, ale na razie nieznany wróg jawi mi się lepiej, niż ten znany na literę B. Tak, czasem to wróg, czasem największy. Czasem mam ochotę stwierdzić, że sprzedajemy. Budujemy od sierpnia 2011. Naprawdę niedługo, a ja mam dość. Na finiszu mam dość. Przelewa mi się i to się przelewa na Osobistego, cóż, taka cena, taki life.
Kurwica mnie bierze na tą budowę średnio milion razy dziennie. A potem włączam neta i szukam kabiny prysznicowej, umywalek i wyłączników do prądu. I potem jeszcze raz, bo ta, co mi się podoba, źle się otwiera, bo otwarta zajmie nam całą łazienkę i nie otworzy się i tak, bo pralka. A potem znowu mnie kurwica bierze, bo zmęczona jestem, a trzeba jeszcze o tym i o tamtym zdecydować.
Budowa to ciężka sprawa, szczególnie tak oddalona, jak nasza. Nikomu jej nie polecę, nigdy. A przynajmniej nie będę przekonywać, że jest super i różowo. Może z kredytem tak, wchodzi ekipa i rach ciach, po sprawie. Tylko dom nie swój przez kolejne -dziesiąt lat. Tak, jak robimy my, to koszmar. Koszmar, który niby się prawie skończył. Ale wiem, że potem mnie kurwica będzie brała na wykończeniówkę.
Chyba mam dziś dość chujowy dzień...
Wiem o czym mówisz mój wróć nazywa się praca. I tez mąż zawsze mówi ze to dla nas. I nic go nie obchodzi ze widzą go przez chwile s ja juz mam po dziurki w nosie tego. Druga kochanka to warsztat kumpla tam robią płot dla nas, wiatę i płac zabaw dla chłopaków i tez to wszyskwszystko jest dla nas ale ja już mam tak jak Ty dość.
OdpowiedzUsuńOsobistego obchodzi, że przez chwilę, ale przecież "ty chcesz się wynieść, więc siedzę na budowie, choć tęsknię" i to ja wychodzę na tą złą
UsuńDobrze ujęte, ta trzecia. U nas to praca i też ciągle to zdanie, że to dla nas. Rozumiem Cie doskonale.
OdpowiedzUsuńA czasu dla nas to już nie ma, co? Ech
UsuńZapomniałaś o najważniejszej kwestii i niezaprzeczalnym plusie takiej sytuacji - ten dom będzie tylko i wyłącznie Wasz. Po to ten koszmar teraz przeżywacie. Jednak chyba najwięcej ludzi decyduje się na kredyty, spłacając je później dekadami, co dzień przeliczając by starczyło na ratę. W porównaniu z takim rozwiązaniem Wasz koszmar trwa zdecydowanie krótko ;)
OdpowiedzUsuńTak, to jest plus i gdzieś tam w tekście się przewinął, choć nie tak wprost. Przy czym chwilami jakość przeważa nad długością koszmaru
UsuńPomysl, ze jak koszmar budowy i wykończenia minie to bedziecie na swoim i bez kredytu na 30 lat ... powkurwiaj sie troche dzisiaj, a jutro puknij sie w glowe i zauważ pozytywy ;)
OdpowiedzUsuńZapałeczko, mój wkurw ma też więcej podstaw, ale nie czas i miejsce... Pukanie już nie pomaga, guza mam
UsuńAle jak już się skończy cały ten bałagan, to dopiero będziecie szczęśliwi!:)
OdpowiedzUsuńBałagan się skończy za jakieś 10 lat, bo to jeszcze wykończenie, ogród... Ciekawa jestem, czy nadal "będziemy"
Usuń