czwartek, 3 października 2019

Obita

Tak właśnie się czuję. W niedzielę poszłam na spacer, zgodnie z radą rehabilitanta, tylko jakoś się nie dogadaliśmy, a on uznał, że nie będę szaleć. Spacer w gumiakach po lesie zdecydowanie nie należał do jego form terapii, poczułam to wieczorem, skończyłam na prochach, a w poniedziałek mu wyłam na stole. Zaproponował igły, ale się nie zgodziłam. To znowu mnie pouciskał, zostawiając na biodrze pokaźnego sińca (luz, w środę wyszłam z dwoma sznitami na plecach). Wczoraj weszłam do gabinetu radosna, jak skowronek, bo ból puścił na tyle, że prawie nic nie czułam. I zapytałam, jak działają te igły i dlaczego mam w nie wierzyć. Odparł, że może mi wyjaśnić po łebkach, bo inaczej mu czasu nie starczy, a po prostu możemy spróbować. Dałam się. Miały być dwie igły, skończyło się na dwóch, ale w dłoni, na ramieniu było więcej. I naprawdę podchodziłam sceptycznie, nie wierzyłam. Ale puściło, nie od razu, nie całkiem, ale czuję ogromną ulgę. Nie jest to typowa akupresura, to coś innego, ale kurczę, działa. Potem mnie jeszcze potraktował młotkiem. Moja wyobraźnia oczywiście widziała młotek taki prawdziwy, a to tylko taka maszyna. W związku z tym czuję się obita i już go nawet pytałam, co zrobimy w piątek, jak mam obolały tyłek i jeszcze pokłute ramię, ale zaśmiał się, że coś wymyśli.
Ale wiecie, co jest najgorsze? Na wesele musiałam kupić buty na płaskim obcasie. To znaczy powiedział, że mogę w wysokim nie tylko na początku, dam radę, ale potem będzie gorzej i będziemy musieli zacząć od początku. To ja wolę cierpieć mentalnie na płaskim, niż fizycznie potem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz